- Ametyst! Ametyst?! - krzyczała rozpaczliwie Wema. - Nie... Nie, proszę... - szepnęła.
Z jej oczu pociekły złote łzy. Wpatrywała się w Ametyst w kałuży krwi. Żółty wilk zaczął biec w stronę czarnej wilczycy.
Wema stała nadal jak skamieniała i wpatrywała się w przestrzeń niewidzącymi oczyma.
- Po cholerę mi ją odebrałeś! - krzyknęła rozdzierająco. - Zemszczę się! Zobaczysz Wilku Śmierci!
W
śród wieczornej ciszy na całej łące w tej stronie gdzie leżała czarna
wilczyca, rozległ się nagle jakiś nieludzki, okropny śmiech, w którym
drgała
rozpacz i radość, i okrucieństwo, i ból, i łkanie, i szyderstwo -
rozdzierający i spazmatyczny śmiech obłąkanych lub potępieńców.
Nauczyła się cierpień w ciszy, więc położyła głowę na trawie i patrzyła, jak wokół niej rozlewa się powoli kałuża krwi.
Yume?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz