Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś!

sobota, 22 listopada 2014

niedziela, 12 października 2014

Od Konayuki -Jak dołączyłam?

Obudziłam się jak zwykle w jeziorku, rozglądnęłam się i zauważyłam, że wszystko płonie. Rodzice wołali do mnie: Ratuj się!. Zrobiłam jak kazali, ale nie daruję sobie tego, że ich tam zostawiłam. Błądziłam po terenach watah w końcu zauważyłam wilczycę.
-Witaj.-przywitałam się.
-Kim jesteś?-zapytała.
-Jestem Konayuki i szukam watahy...-oznajmiłam.
-Dobrze się składa, może chcesz dołączyć do nas?
-Jasne!
Od tamtego czasu, żyję spokojnie pamiętając o pożarze.

A oto i nowa wilczyca, Konayuki witamy w stadzie!

Witamy!
http://fc08.deviantart.net/fs26/i/2008/144/5/7/Konayuki_Reference_Sheet_by_mirzers.jpg

Od Calipso cd. Amber

Ruszyłyśmy przez tereny watahy. Doszliśmy do Lasu Wiecznej Nadziei, w którym cała historia Watahy Wiecznej Nadziei miała początek.
- Jak tu pięknie! - krzyknęła uradowana wadera, a ja odwdzięczyłam się uśmiechem.
- A chcesz zobaczyć coś naprawdę pięknego? - zaśmiałam się.
- A jest coś jeszcze piękne niż to? - zapytała ze zdumieniem nie odrywając wzroku od wrzosowych liści.
-Nie wiem, może...?
<Amber? Wiem, krótkie brak weny :C)

wtorek, 23 września 2014

Od Amber - Jak dołączyłam?

Gdy szłam lasem zza krzaków wyszła jakaś wilczyca. Rzuciła się na mnie zapytała ze wrzaskiem:
-Co tu robisz?! Szpiegujesz nas?!
-Nie. Tu jest wata...-Nie dała mi dokończyć...
-TAK!!! Jestem tu alphą!
-Mogę dołączyć?
Wilczyca zeszła ze mnie.
-To znaczy...Tak..
-Naprawdę?! Zawsze byłam wyganiana...
Alpha się zaśmiała.
-Sory za to zajście. Myślałam że nas szpiegujesz...-Powiedziała.
-Spoko.
-Chodz...Oprowadzę cię po watasze.

czwartek, 26 czerwca 2014

Wakacje!

Zaczęły się wakacje, ja i Catina wyjeżdżamy i chwilowo nie możemy zajmować się watahą. Opowiadania i wilki można przysyłać, ale zostaną dodane w późniejszym terminie.
Dziękujemy i przepraszamy za utrudnienia!
Riven i Catina

wtorek, 24 czerwca 2014

Od Ayli - Jak dołączyłam.

Był słoneczny dzień więc przechadzałam się po lesie słysząc śpiew ptaków.Nagle usłyszałam wilka,który krzyczał-Ratunku,pomocy!-.Moim zadaniem było mu pomuc. Więc podbiegłam do niego pytając o co chodzi,że tak krzyczy.Odpowiedział mi,że jego rodzina jest mordowana przez wrogów.Sama wiem jak to jest,bo moją rodzinę też to kiedyś spotkało.Zapytał mnie się do której watahy należę,a ja odpowiedziałam-Nie należę do żadnej-.Wilk zaproponował mi Watahę wiecznej nadziei.Ucieszyłam sie ogromnie.Zaprowadził mnie tam wzkazując alphy.Zapytałam się czy nie mógł by zostać moim takim przewodnikiem,ponieważ nie znam tych terenów.Zgodził się pytając jak mam na imię odpowiedziałam ---Ayla-. Zapytałam się powtarzając te same pytanie odpowiedział -Ise-.

sobota, 21 czerwca 2014

Pamiętnik z życia wilczycy Shayle

Postanowiłam rzucić pamiętnik Hope i zrobić nowy z FeralHeart oto on:
Myślę, że się spodoba, a i jeszcze coś, szukam postaci do filmu jeśli chcesz być to pisz do Shayle.

środa, 18 czerwca 2014

Od Ametyst

Wema popatrzyła na martwą waderę i rozpłakała się. Popatrzyła na złoto-czarno-białego wilka.
- Sam musisz ją uratować.
- Jak to? - oburzył się tamten.
Wema nie odpowiedziała. Jej ciało rozpłynęło się w złote atomy i uniosło ku górze, a wtedy na całej polanie rozległo się wycie wilka.
Basior wpatrywał się w niebo, a potem podbiegł do ciała Ametyst.

Yume?

poniedziałek, 9 czerwca 2014

2 odcinek!

2 odcinek pamiętnika Hope!

Od Yumego C.D. Shayle

-Shayle!-wykrzyknąłem potrząsając waderą.Byłem pewny,że przed chwilą poruszyła łapą.Uniosłem łeb do góry i zmrużyłem oczy.Spróbowałem wejść do umysłu wadery,ale czułem blokadę.Przygryzłem wargę i zacisnąłem powieki mocniej.Nic się nie stało.Otworzyłem oczy i poległem obok ciała Shayle.Wtedy coś usłyszałem.Zauważyłem,że pierś wadery się porusza.Oddychała.
-Shayle!-wykrzyknąłem targany iskierką radości.
<Shayle?>

Od Yume'go do Ametyst

-Hej?-szepnąłem przerażony dotykając leżącą waderę.-Halo?
Słyszałem,jak oddycha.Siadłem obok i zacząłem po prostu patrzeć.Ametyst nie mogła tak po prostu...umrzeć!Nie mogła!
Zawsze  była taka...energiczna.Pewna siebie.Odważna.Nie mogła...tak po prostu odejść.
-Musimy coś zrobić.-odchrząknąłem po chwili wpatrując się w Bezimienną Wilczycę.
<Ametyst?>

piątek, 6 czerwca 2014

Nowa Shea!

Witamy!

Od Catiny do Mack'a - Dzień szczeniaka

Wstałam bardzo wcześnie rano. Obudziłam Mack'a i powiedziałam po cichu, żeby nie obudzić Padme, Ben'a i Muzy, że dziś jest święto naszych "młodych wilczków". Więc wyjeliśmy z posłania prezenty i skradaliśmy się do ich pomieszczeń razem z pakunkami. Zostawiliśmy przy ich legowiskach prezenty. W pewnym momencie Muza zaczęła się przebudzać, potem Ban i na koniec Padme, ja i Mack pobiegliśmy do sypialni i udawaliśmy, że śpimy. Padme dostała wypatroszonego bażanta z pola, Muza dostała kawałek knura (samca świni), a Ben kawałek żubra. Szczeniaki wiedziały, że to my więc pobiegły do naszej sypialni. Wbiegły do nas z uśmiechami na pyszczkach.
-Dziękujemy! - krzyknęły chórem.
Mój ukochany wstał i zapytał:
-Dobre były? - zaśmiał się.
-No jasne tatusiu!
<Mack?>
Obrazek zrobiony przez Shayle

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Od Shayle do Yume'go - Wilczyca Nadziei

Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Byłam ich ostatnią nadzieją. Po chwili myślenia powiedziałam:
-Dobrze - odparłam.
Na pyszczkach wilków zagościła radość.
-Tak! Tak! -krzyczały wilki. -Dziękujemy!
Ja też byłam szczęśliwa, że mogłam pomóc przyjaciołom. Zaczęłam się śmiać.
-Działaj Shay - powiedziała Elise.
Zaczęłam rzucać się w klatce aby spadła na ziemię i pękła.
-Jeszcze trochę... - powiedziałam sama do siebie.
Nagle zabrakło gruntu pod łapami, klatka spadła i głośno trzasnęła o kamienną podłogę. Pręty klatki wbiły się w moją łapę.
-Shayle! -krzykną Yume.
-Nic mi nie jest! - syknęłam próbują ukryć ból.
Nagle zjawiła się Anakei, ta kotowata. "O nie! - pomyślałam - To koniec!"
-Oj, nieładnie kundlu! - wrzasnęła syderczo Anakei i wyciągnęła coś z kieszeni.
Usłyszałam tylko głośny huk i padłam na ziemie.
-Shayle! - krzykną Yume.
-Czego!? Też chcesz? - syknęła prosto w twarz Yume'mu.
Leżałam. Zamknęłam oczy i chciałam umrzeć w spokoju.
<narrator>
Wadera leżała bezwładnie na ziemi. W Yume'm zagotowała się złość. Pręty jego klatki zaczęły się topić. Basior wyskoczył z klatki i rzucił się na dziewczynę. Ugryzł ją w kark i zacisną mocno szczęki, a ona padła na ziemię. Umarła. Wilk podbiegł do umierającej wadery.
-Shayle! - zawył z rozpaczy.
Po chwili inne wilki przyłączyły się do niego.Wilczyca leżała nie ruszała się, czyli umarła? Nie, nie umarła. Czy to miał być koniec Watahy Wiecznej Nadziei? Nie, to nie był koniec. Historia nadal trwa. Wilki szybko tracą nadzieje i nie walczą, bardzo szybko zwątpiają, ale ona, Hope ona żyje i walczy, wie, że ma po co i dla kogo żyć. Basior czuwał przy niej całą noc, a z jego oczy nie przestawały lecieć łzy.
*W głowie Shayle*
<Shay>
Otworzyłam powoli oczy. Byłam w jakimś pustym, ciemnym miejscu. "Gdzie ja jestem?! Gdzie Yume i inne wilki?! Czy oni żyją?!" - myślałam.
-Żyją, ty też żyjesz... - odpowiedział mi tajemniczy głos.
-Kim jesteś?! - krzyknęłam.
-Jestem... - zaczął głos, ale nagle się zawahał. - Nie ważne.
-Jak nie ważne?!
-Bo ja... No...
-No?
-Jestem tobą - odpowiedział szybko głos i z czerni wyjawił się wilk taki sam jak ja, a jednak nie tak sam.
-Co?! - krzyknęłam i gwałtownie padłam na ziemię. Zemdlałam.

Yume?
(Sorry, że długo nie odpisywałam.)

sobota, 31 maja 2014

FeralHeart

(Nie mogłam znaleźć żadnego członka na chacie więc pisze w poście)
Czy ktoś z członków gra w feralheart? (Proszę o dopowiedz w komie lub na chacie)
Jestem CatherineWolf.
Hope

wtorek, 27 maja 2014

Od Ametyst

- Ametyst! Ametyst?! - krzyczała rozpaczliwie Wema. - Nie... Nie, proszę... - szepnęła.
Z jej oczu pociekły złote łzy. Wpatrywała się w Ametyst w kałuży krwi. Żółty wilk zaczął biec w stronę czarnej wilczycy.
Wema stała nadal jak skamieniała i wpatrywała się w przestrzeń niewidzącymi oczyma.
- Po cholerę mi ją odebrałeś! - krzyknęła rozdzierająco. - Zemszczę się! Zobaczysz Wilku Śmierci!
W śród wieczornej ciszy na całej łące w tej stronie gdzie leżała czarna wilczyca, rozległ się nagle jakiś nieludzki, okropny śmiech, w którym drgała rozpacz i radość, i okrucieństwo, i ból, i łkanie, i szyderstwo - rozdzierający i spazmatyczny śmiech obłąkanych lub potępieńców.
Nauczyła się cierpień w ciszy, więc położyła głowę na trawie i patrzyła, jak wokół niej rozlewa się powoli kałuża krwi.
Yume?

poniedziałek, 26 maja 2014

Od Ankarry-Jak dołączyłam?

Spaceruję w ciszy przez las napawając się cichym śpiewem ptaków.
Od kiedy pamiętam kochałam lasy,choć to nie powinno być podobne do Wilka Pustyni.Szczególnie Białego Wilka Pustyni.One były od zawsze najbardziej zżyte z pustyniami.Jednak mnie ciekawiły inne miejsca,od samego szczeniaka.A moi rodzice nigdy nie pozwalali mi odchodzić od Górnej Skały w obawie przed chętnymi krwi wilkami.
Jednak zawsze byłam ciekawska.
Raz postanowiłam zlekceważyć rodziców,poznać inny świat.Byłam zachwycona tamtejszymi okrytymi liśćmi terenami.
Stare liście z poprzedniej jesieni leżały,wygrzewając się w promieniach słońca,a młoda,zielona trawa przeszkadzała im,wciskając się w ich miejsce.Przez szpary w łysych jeszcze gałęziach drzew pokrytych wspaniałymi,nowymi pączkami przedzierało się słońce opadające już do snu,tworząc różowopomarańczową poświatę wokół siebie.Nagle zawiał lekki wiatr bawiąc się ze słabymi drzewami,jakby kłaniającymi się mi.Zaśmiałam się i odwzajemniłam ukłon.Nagle ze wszystkich stron zaczął rozbrzmiewać ptasi śpiew.Zaczął się wieczorny koncert rozpoczęty wspaniałą uwerturą wiatru,a pierwsza scena należała do prestiżowego chóru wszelkich ptaków.Zaśmiałam się radośnie i zawtórowałam im.Chwilę potem usłyszałam szelest.Odskoczyłam do tyłu przerażona,a i ptaki ucichły.Zza najbliższych krzaków wyłonił się wilk. 
Czarny wilk.Rzucił się wtedy na mnie,a ja uciekałam jak najszybciej mogłam,przebierając swymi młodymi łapkami.Schowałam się w norze,wilk nie zauważył,jak tam wchodzę.
Wyszłam pod koniec dnia,kierując się w stronę naszych gniazd na Górnej Skale.
Wtedy to zauważyłam.
Wtedy ICH zauważyłam.
Czarne wilki mordujące mą rodzinę.I inne Białe Wilki Pustyni.
Widziałam,jak krew mych rodziców rozbryzguje się po suchej ziemi i  pojedynczych,żółtych kamieniach.
"Biegnij,biegnij,nie daj się zabić.Daj nam znak do dumy."
Ostatnie słowa matki.
"Biegnij,biegnij."
Cwałowałam przez pustynię słysząc pokrakiwanie czarnych kruków.Pamiętam,jak nie mogłam powstrzymać łez,krzyku i bólu w piersi.
"Nie daj się zabić."
Dusiłam się od własnych łez próbując złapać powietrze.
Brunatna krew własnego ojca.
We własnej watasze.
To była moja wina.
To ja uciekłam z gniazd pozbawiając rodziców nadziei i energii,sami dali się zabić.
Przeze mnie.
Przełykam ślinę.Nie mogę tak myśleć!Ruszam dalej,szukać miejsca,w którym spokojnie mogę osiąść,bez ciągłego strachu o życie.Odgarniam pobliskie krzaki,widzę łąkę.A na niej wilka.
Kulę uszy.Muszę się jednak przeciwstawić strachowi!Podnoszę łeb do góry,przełykam ślinę i ruszam.
Wtedy wilk się odwraca.
<Kto dokańcza?>

Nowa Ankarra Zumme!

Witamy Ankarra Zumme!
(Napisz opowiadanie jak dołączyłaś)

piątek, 23 maja 2014

Od Yume'go do Ametyst

-Nie znam cię.-burknąłem lekko obrażony,ale ruszyłem.
-Mogę ci powiedzieć...że jestem...dowiesz się później.-westchnęła.
-No dobrze,ale oczekuję wtedy dość dużych wyjaśnień.
Wadera podskoczyła,jakby zobaczyła coś strasznego.
-Co się?...
-Tędy!-zawołała rozpaczliwie cwałując przez pole.

Zacząłem tracić oddech,ale biegłem za nią.
Wtedy ona się zatrzymała.Prawie na nią wpadłem,na szczęście wbiłem przedwcześnie pazury w podłoże.
Zwróciłem wzrok na jej pysk.Malował się na nim strach.
-Hej?-szepnąłem lekko przerażony.
Odwróciłem głowę w stronę rzeczy,lub miejsca,na którą patrzyła.
Nie.
Nie,to nie prawda.
Wszystko widziałem jakby za mgłą.Słyszałem jej aksamitny głos.
-Ametyst?Ametyst,obudź się!
Wadera w morzu krwi.
To nie dzieje się naprawdę.
Błagam,nie chcę,by się działo.
<Ametyst?>

Nowa Wilczyca! Ayla!

Witamy Ayla!
Nati Wolf (Catina) napisz opowiadanie jak dołączyła,
bo to twój wilk :)

Od Catiny do Mack'a - Wszystko ma swoją cenę



Biegłam jak szalona na drugą stronę ignorując wołanie Mack'a. W pewnym momence coś mocno zcisnęło mnie za szyję, to byli ludze.
-Oj, nieładne, nieładnie pisie! - zaśmieł się syderczo jeden z ludzi.
-Catina! - wrzasną Mack i ugrusł go w noge.
-TY cho****y kundu! - wrzsną i kopną mocno mojego ukochanego Mack'a. Mack padł na ziemię i nie mógł wstać, bo miał złamaną łapę.
-Ciebie moja droga sprzedamy za grube tysiące, a ciebie kundu damy do laboratorium!
-Catina...nie... - poiedział ukochany resztkami sił. Nie migłam nic poradzić. Ludzie wzięli mnie i wsadzili do klatki, a Mack'a zostawili samego na pastwę losu. Ciężarówka odjechała i widziałam tylko na ziemi umierającego Mack'a.  Łzy spływały mi po pysku. Nie mogłam przestać o nim myśleć: "Czy on umrze, czemu tak musi być!".

<Mack, proszę nie umeraj!>

czwartek, 22 maja 2014

Elsa dorasta!

Elsa ma już 1 i 9 miesięcy!
Teraz będzie w zakładce Wadery.


szczeniak
dorosła

Mack'a do Catiny - Poszukiwania



Szliśmy, a słonce wznosiło się coraz wyżej.

*godzinę później*

Zza pagórków było już widać dwa stojące anioły, a zaraz potem domy i jezioro.
-To chyba tu... - powiedziała ukochana. -Jakieś opuszczone to miejsce?
Wrony krakały jakby nas ostrzegały, albo chciały zjeść. Wszystkie były czarne, ale jedna była biała.
-Catina, to miejsce nie wygląda niebezpiecznie... Może choć, wracajmy.
-Nie, ja się nigdzie nie ruszam! -powiedziała stanowczo i pobiegła na drugą stronę jeziora gdzie znajdowały się domy.
-Catina! - krzyknąłem, ale ona nadal biegła. Postanowiłem pobiec za nią.

Catina i co dalej?

wtorek, 20 maja 2014

Od Ametyst - Życie to nie bajka, która zawsze dobrze się kończy.

- Czy naprawdę musimy o tym teraz rozmawiać?! - wydarła się złota.
- Ale... kim ty jesteś? Kogoś mi przypominasz. - wilk był wyraźnie zdenerwowany.
- Kogo?
- Ametyst...
- Znasz ją? - wykrzyknęła wilczyca. - Czy jest zdrowa? Nic jej nie jest?! Znasz ją?!
- Nie... Jakiś czarny wilk... chyba miał na imię Hadithi...
Złota zbladła, jeśli było to w ogóle możliwe.
- Co...? - zapytała słabym głosem.
- Torturowali nas... A potem Ametyst użyła jakiejś mocy... uciekaliśmy... znowu nas złapali, potem Ametyst walczyła z tym czarnym-
Wilczyca jęknęła. I wtedy wstąpiły w nią siły. Spojrzał na samca, wstając.
- Chodź - podniosła się. - Musimy ją znaleźć.
Yume?

niedziela, 18 maja 2014

Od Yume'go C.D. Ametyst

-Kim jesteś?-spytałem zdziwiony.Jej wygląd kojarzył mi się z czyimś.
-Nieważne.-szepnęła zmęczona.
-Kim jesteś?-ponowiłem pytanie siadając obok niej.
<Ametyst?Brak weny D: >

czwartek, 15 maja 2014

Od Ametyst

~ Wema leżała na ziemi. Po wyczerpującej walce z wewnętrzną bestią była wykończona. Głowa jej pękała, w łapach czuła bezwład. Ametyst... Musi ją ratować! Otworzyła szeroko oczy. Przyjrzała się swojej sierści. Złote włosy były posklejane krwią. Powieki same opadały na oczy. Ostatnie co pamiętała, to pochylająca się nad nią znajoma sylwetka. Wilk.
- Kim jesteś? - wycharczała z trudem.
Próbowała odwrócić głowę. To na nic. Zrobi z nią co chce. ~

Yume?
P.S. Proszę nie przejmować się dużą ilością dodawanych przeze mnie postaci. Są to postacie epizodyczne.
Jeśli coś jest nie zrozumiałe w poście proszę zostawić komentarz. Kilku osobom ciężko skapnąć się co ja piszę. 

Od Catiny do Mack'a

Siedziałam w jaskini z Mack'em, szczeniakami: Padme, Muzą, Ben'em i Elsą i szykowaliśmy się do snu. W pewnym momencie wbiegła Tola.
-Catina! Twoja siostra Glenn i Yume zniknęli! Od jakiegoś czasu nikt ich nie widział!
Gdy to usłyszałam poczułam, że to moja wina. "To wszystko moja wina!" -Mówiłam w duchu.
-Mack musimy ich szukać! Ale co z watahą i szczeniakami?! - krzyknęłam.
-Elsa -powiedział poważnie Mack. - Zaopiekujesz się watahą! I twoim rodzeństwem!
-Jasne tato.
-Dobra ruszmy o świcie -powiedziałam stanowczo.

***
Nastał świt. Ruszyłam razem z Mack'em do Land Verboten, do krainy ludzi...
<Mack?>

środa, 14 maja 2014

Od Yume'go CD Ametyst

//Yume//
Zacząłem mrugać oczami.Czy ja właśnie...powróciłem z krainy śmierci?Potrząsnąłem głową.Nie,nie,to nie może być prawda.W mojej pamięci pojawiły się dziury,nie potrafiłem odróżnić wspomnień od własnych domysłów.Wziąłem głęboki oddech i poczułem błogą pełnię w płucach.Zniżyłem głowę,odwracając ją tak,by zobaczyć spód brzucha.Nie było tam żadnej rany,ani wgięć.Czyżbym wyzdrowiał?Czy ja w ogóle miałem rany?Westchnąłem i ruszyłem przed siebie.Jedno z niewielu wspomnień,które zatrzymało się w mojej pamięci,to przepiękna wilczyca o aksamitnym głosie.I to,co mi przekazała.
"Nie możesz zasypiać,dopóki nie znajdziesz kogoś,kto ci pomoże.I nie mów o mnie nikomu,bo..."
No właśnie,bo?
Rozdroże.Trzy tunele.Który jest wyjściem?
Świat jest zamknięty w małej kulce.A jeżeli kulka pęknie,obijana o ścianę?
Skręcam w ten najbardziej w lewo.Czemu?Intuicja.
Świat się rozpadnie,ale czy twój?Czy twój się rozpadnie?
Przejście robi się coraz węższe.Ściskam się pomiędzy drapiącymi ścianami,uginam łapy.Sklepienie też się zniża.
Mój świat jest posklejany,wiele razy się rozpadł.Ile?Nie warto tego wspominać.Taśma powoli odkleja się,nie wiadomo,czy długo wytrzyma.Czy ja długo wytrzymam.
Z trudem odwracam głowę w tył,by zobaczyć,czy widać jeszcze wyjście.Nie,ściana.Widocznie skręciłem,nie mając o tym pojęcia.
Cały świat może się rozpaść,ale twój nie.Jest,co prawda naprawiony wiele razy,ale przetrwa.
Czołgam się.Robi się coraz ciaśniej.Zagryzam wargę i brnę dalej.
"Nie możesz zasypiać,dopóki nie znajdziesz kogoś,kto ci pomoże..."
Nie możesz.Odrzuć wyczerpanie.Kiedyś wyjście się pojawi.Zawsze jest wyjście.
Nawet w takiej sytuacji.
"Nie możesz zasypiać,dopóki nie znajdziesz kogoś..."
Otwieram szeroko oczy i  zaciskam zęby.Tunel robi się trochę szerszy.Ulga dla płuc.
"Nie możesz zasypiać,dopóki nie znajdziesz..."
Ruszam barkami,macham ogonem,kręgosłup trochę bardziej się prostuje.To dobrze.Oddycham spokojnie,równomiernie,mrużę oczy.Gdzieś tam jest Riven,albo Ametyst.Albo kto inny.
Mój świat przetrwa.Dopóki będzie w nim ona.Dopóki.A co potem?
Nie ma "potem".Jest tu i teraz.
Jest tu i teraz.Wzdycham,podnosząc powieki.Wtedy widzę.Światło w oddali.Gdyby nie powszechne zmęczenie skakałbym z radości i wył,cwałując do celu.Teraz zmuszam się do słabego uśmiechu.Ruszam,trochę szybciej,ale i tak anemicznie podnoszę łapy,wysuwając głowę w przód,niczym słabowidzący żółw.Uśmiecham się szerzej.
Jest blisko.
Jest bliżej.
Widzę detale wiosennej,polanej rosą łąki.
Czy ten obraz jest prawdziwy?
Nie daj się złudzeniom.
To nie złudzenie.Musi być prawdą,czuję zapach świeżego powietrza i czystej wody.
Nie daj się złudzeniom.
Pochodzę bliżej,widzę wszystko,nawet najmniejszą biedronkę na źdźble trawy.
Stoję tuż przed Rajem.
Czy to jest twój Raj?
Jest pusty.
Nikogo nie ma.
To nie mój Raj.
Więc jaki jest twój Raj?
-Nie mam na to czasu.-warczę ostatkiem sił.-Lepszy taki raj,niż żaden.
Stawiam łapę na miękkiej trawie.Jakaż to odmiana po szorstkich kamieniach!Biorę głęboki oddech i rozkoszuję się tym wspaniałym miejscem.
 Wtedy bezwładnie upadam.Chcę się poruszyć,ale jestem bezsilny.
"Walcz! Nie pozwól, by ramiona śmierci zawładnęły tobą!Musisz być silny."
-Muszę.-mamroczę niczym wariat i mrugam.Jeżeli nie mogę wstać,to będę leżał.
Żywy.
Nie zasnę.
"Nie możesz zasypiać..."
Nie zasypiam.Tylko sobie leżę.
"Musisz być silny."
Jestem,tylko...po prostu leżę,do cholery!
Powieki mi opadają.
Nie mogę im na to pozwolić.
Nie śpijcie.
Świat jest piękny.
Widzicie?
Rany się goją.Te w sercu nie.

Nie opadajcie.Jest pięknie,zobaczcie!
Czy to jest twój Raj?
Jest pusty.
Nikogo nie ma.
To nie mój Raj.
Więc jaki jest twój Raj?
Mój Raj może być nawet ciemnym miejscem.W nim zawsze widzę jej uśmiech.Marszczy przy tym nosek,skrywając błyszczące ząbki łapą.Jej zielone oczy zgrywają się z jasnym niebem.I jest też ona.Lekko naburmuszona,ale po chwili dołącza się do radosnego śmiechu.Ma niebieskie oczy.Wszyscy się śmiejemy.I są też inni.Zdziwieni beztroskim zachowaniem oglądają nas.Po chwili podchodzą bliżej.Uśmiechy same im wpełzają na pyski.Wszyscy się śmieją,ale najbardziej ona.Przytulam się do jej miękkiej sierści niczym mały szczeniak.
Tak bardzo tęsknię.
"Musisz być silny."
Czuję mokre krople spływające po policzku.
"Nie możesz zasypiać..."
Czy to jest twój Raj?
"...dopóki nie znajdziesz kogoś..."
Czy twój świat się rozpadnie?
"kto ci pomoże."
Tak bardzo tęsknię...

***

//Narrator//
Wiatr powoli powiewał marszcząc gładką połać jeziora.Wokół niego rozpościerała się kwiecista polana,za nią lasy,podzielone,niczym na tarczy zegara,na 12 zagajników.Pomiędzy nimi,ciągnęła się niczym beżowa wstążka droga pomiędzy żółto-zielonymi źdźbłami trawy.Jedną z nich,rozglądając się spacerował powoli wilk.Marszczył brwi sprawdzając każdy zakamarek pomiędzy trawą.Nastroszył uszy,odsuwając łapę,którą miał postawić na płaskim podłożu.Na miejscu,gdzie miała ona stanąć znajdowała się plamka krwi.Wilk zniżył głowę,ruszając nosem.Podniósł ją i ruszył w głąb traw.Po kilku minutach zauważył wgniecenie trawy przed nim.Zbliżył się powoli stawiając łapy.Wtedy jego kończyna opadła na suchą gałązkę,która pod naporem ułamała się tworząc nieprzyjemny dźwięk.Wilk zmrużył oczy chyląc się do tyłu.Z przed niego wyleciało kilka przestraszonych ptaków.Miały one czarne niczym smoła skrzydła i błyszczące przerażeniem czerwone oczy.Po kilku pełnych pustej ciszy minutach zwierz podniósł się ponawiając wędrówkę.Wysuwa głowę naprzód,by sprawdzić,co spowodowało wyrwanie dość dużej ilości trawy.Wtedy jego oczy zmniejszają się do ilości szpilek.Cofa się,kręcąc przerażony głową i mamrocząc.Powiewa lekki wiatr,który rozwiewa źdźbła.Tuż przed naszym bohaterem leży następny wilk.Ma dość dziwny,złoto-żółty kolor sierści,która mierzwi się na wietrze i podwiewa do góry.Wilk powoli zbliża się do leżącego.
-Kim jesteś?-charczy stworzenie resztami sił próbując odwrócić głowę w stronę zdenerwowanego wilka.
_________________________________________________________________________________
Amethyst?Flo?Która z was?

sobota, 10 maja 2014

Od Ametyst do Yume'go

Potrząsnęłam wilkiem. Czerwone, spływające krwią płótna leżały wokoło wilczycy i wilka.
- Yume! - wrzasnęła mu prosto do ucha wilczyca.
Wilk się nie obudził. Wilczyca westchnęła.
- Wobec tego nie mam wyjścia.
Rozmyła się w białą mgiełkę. Czyżby pozostawiała wilka samemu sobie? Nie...
***
 Wilk obudził się. A może właśnie wcale nie? Był na terenach watahy. Lecz wszystko było obce.

Musisz walczyć... Musisz żyć... Obudź się! Walcz! Nie pozwól, by ramiona śmierci zawładnęły tobą! Musisz być silny.
Głos dochodził znikąd. Yume widział tylko ciemność i czuł ból w ciele. Chciał zasnąć. Po prostu zasnąć. Na zawsze...
Nie możesz zasypiać... w ogóle! A na pewno nie teraz! Masz po co żyć, musisz walczyć!
- Nie mam po co żyć - odpowiedział. Właściwie to zdawało mu się, że coś powiedział, bo tak naprawdę, głos rozległ się tylko w jego umyśle, a 'na zewnątrz' nie słychać było nic. - Tutaj jestem nieszczęśliwy. Ona umarła.
Daj spokój! A co z watahą?
- Zabawne...Niby po co jestem im potrzebny?
Nie zachowuj się jak małe dziecko!
- Ale ja już nie chcę żyć!
Udam, że nie słyszałam tego...  Nie wiesz jak życie może się dalej potoczyć!
- A właśnie, że wiem! Beznadziejnie...
Och! Przestań narzekać i wstawaj wreszcie! Już zbyt nadwyrężyłeś moją cierpliwość!
Wtedy w wilka wstąpiły siły. Spodziewał się, że już umarł i zaraz zobaczy Krainę Śmierci. Mylił się jednak. Otworzył oczy. Nad nim rozciągało się niebo. Leżał na twardej ziemi. Spojrzał do góry.
Z trudem dźwignął się na nogi. Stwierdził, ze zdziwieniem, że nie czuje bólu. Czy to te nadprzyrodzone siły? Ten głos w jego głowie... Czy był prawdziwy? Czy to on sprawił, że w niego wstąpiły siły i nie odczuwa chwilowo bólu? Wilk nie znał odpowiedzi na te pytania. Ruszył jednak w stronę, gdzie spodziewał się znaleźć swoją watahę.
Była to chyba najtrudniejsza droga w jego życiu. Ból z czasem powrócił i przy każdym kroku czuł przerażający ból w piersi. Nie wiedział, gdzie jest. Gęsta krew zaczęła spływać z jego rany po kilku minutach morderczego marszu. Yume zastanawiał się, czemu ta dziwna istota, dała mu siły. Przecież zdechnie zanim znajdzie kogoś z watahy. Znaleźć się na terenach watahy nie było trudno. Właściwie to już na nich się znajdował. Ale odszukać kogoś, kto mógłby mu pomóc? Marna szansa...
Po pół godzinie padł koło kamienia. Brakowało mu już sił na dalszy marsz, a ból rozszalał się po całym ciele. Niestety nie pamiętał słów magicznej istoty: 'Nie możesz zasypiać... w ogóle!' . Po prostu położył się i zasnął ze zmęczenia i morderczej wędrówki. Ale gdy zamknął oczy, dziwna postać znów powróciła. Tym razem w innej odsłonie...
Otworzył oczy i ujrzał światło. Wszędzie było jasno. Zamrugał kilka razy i wtedy ją ujrzał... Była to piękna wilczyca ze skrzydłami, od której biło pięknym, bladym światłem. Szła lekko, jakby unosiła się nad powierzchnią.
- A więc to ty - wyszeptał Yume.
- Nigdy nie możesz mieć pewności, że to ja. Mogę przybierać różne postacie. Ale tak, to jestem ja. To ja dałam tobie siłę i pomogłam wrócić na ziemię - odezwała się słodkim, czystym i bardzo delikatnym głosem. Brzmiał jak miłe dzwonienie dzwoneczków...
- Jak się nazywasz? - zapytał Yume z czystej ciekawości. - Czy ty jesteś Elizabeth?
- Mam wiele imion - odparła.
- To ja... umarłem?
- Tak - odparła piękna wilczyca. - Pomogłam ci wrócić do życia, więc mogę to zrobić znowu. Ale czy tego chcesz?
- Nie wiem... Chyba tak - odpowiedział wilk po chwili. Nie odrywał od nieznajomej wzroku. Była taka cudowna...
- To chodź ze mną.
Wilczyca pomogła mu wstać. Miała taki delikatny dotyk... Cała sprawiała wrażenie bardzo delikatnej i kruchej, ale siła w niej była wielka. Zaprowadziła wilka do źródła cudownej wody.
- Napij się - rozkazała, a Yume zrobił tak, jak nakazała. Natychmiast poczuł narastające w nim siły. - Zaraz wrócisz do życia. Tylko zapamiętaj to, co ci zaraz powiem. Nie możesz zasypiać, dopóki nie znajdziesz kogoś, kto ci pomoże. I nie mów o mnie nikomu, bo...
Wilk nie usłyszał nic dalej, bo tak jak powiedziała nieznajoma - wrócił na ziemię. Bardzo chciał się dowiedzieć, dlaczego nikt nie może się dowiedzieć o tej pięknej, magicznej istocie.
- Nieee! - krzyknął i otworzył oczy. Znowu żył. Był w jakiejś jaskini.

Yume?

środa, 7 maja 2014

Nowe tereny!

Tereny były bardzo zaniedbane, więc pomyślałam by je odświeżyć. Dużo terenów jest nieodkrytych więc zapraszam do pisania opowiadań!
Flo

wtorek, 6 maja 2014

Wyniki konkursu!

Yume wygrywa!
Gratulujemy!
Oto co zdobyłeś:
1. Smok
Plik:Natura - Wariant 17 - Stadium 5.png
(wypełnij formularz)
2. Rzecz ze sklepu
3.Kamień filozoficzny!
4.Jeden wybrany towarzysz
Oto jego praca:

Drugie miejsce zajęła Ametyst!
Oto co zdobyłaś:
1.SmokPlik:Natura - Wariant 13 - Stadium 5.png
2. Rzecz ze sklepu
Jej obrazki:

środa, 23 kwietnia 2014

Od Yume'go do Ametyst,czy też Floreen

W głowie mi huczało.Nie mogłem odróżnić prawdy od kłamstwa.Czy Ametyst jest morderczynią?Czy to wszystko dzieje się naprawdę?Jedyne,co pomogło mi wytrwać tą niewiedzę,to krzyk.Bólu,rozpaczy,bezsilności.Mogłem tylko krzyczeć,wyć,płakać.Nie potrafiłem powiedzieć,gdzie jestem,ani KIM jestem.
Kim jesteś?Jesteś nikim.Popaprańcem z pobliskiej wioski,nie masz nic do stracenia.
Czy moje serce bije,czy to tylko złudzenia?Nie potrafię zrozumieć.
Krwawa istoto.Wszystko cię boli,umierasz z bólu.Nie chciałbyś skrócić męki? 
Drzewo,zagajnik,las,puszcza.A w niej domek z gankiem.Będzie dobrze.Na bujanym fotelu siedzi kobieta.Jest uśmiechnięta.Jest spokojna,niczym poranna bryza.Będzie dobrze.
Wystarczy,że głębiej wepchniesz nóż wbity w twą pierś.Umrzesz szybko.
Robi coś na drutach.Jest niebiesko-złote,powiewa na wietrze.Czyj to sweter?Szeleszczą krzaki,staruszka się nie przejmuje.
Nie wolisz szybciej dostać się do swojej cholernej babuni?Wciśnij nóż.
Z krzaków wyłania się młody pies.Kobieta się uśmiecha,zwierzę podbiega.Na stoliku leży ubranie.
-Nie chcesz mleka?-szepce staruszka.Pies kręci przecząco głową i bierze lekko w pysk strój.Wraca do krzaków.Ma ujmujący,złoty kolor sierści z czarnymi i białymi odmianami.Skąd ja pamiętam tego wilka?
To TY debilu.Weź ten nóż do cholery,bo nie chcę się dłużej rozczulać nad twoimi marnymi wspomnieniami!
Zza krzaków wychodzi chłopiec.Krzyczy radośnie i biega wokół kobiety.Prawda a kłamstwo.Sen a jawa.Wspomnienie a wymysł.Co jest czym?
Nie chcesz?Sam to zrobię za ciebie.
Chłopczyk bierze do ręki sweter i zaczyna radośnie ganiać po polanie przed domem.Staruszka woła go.Miał imię,jak sen*...
CZY NAPRAWDĘ JESTEŚ AŻ TAKIM PRZYGŁUPEM?
Dzieciak rzuca się na kobietę przytulając ją mocno.
-Nie umrzesz babciu,prawda?-pyta ze łzami w oczach.Kobieta zamyślona potrząsa głową.
-Wytrzymamy to razem.
Stop filmu.Rozmazana biała plama.Straszy już chłopak siedzi na krześle.Wszędzie widać białe ściany,sufit,podłogę.Sterylnie czysto.Siedzi zmartwiony bawiąc się palcami.Zielone,puste oczy świdrują przestrzeń.Co chwilę przechodzi obok niego a to kobieta w szlafroku,a to starszy pan na wózku,młoda kobieta ubrana w czysto-biały uniform i zawieszonym stetoskopem.Nikt obok niego nie siedzi,jest samotny,chociaż w okół gwarno,głośno,pełno ludzi.Nagle zza przeciwległych drzwi wyłania się biała postać.Mężczyzna w średnim wieku poprawia okulary spadające na nos.Chłopak,podnosi się z oczami świecącymi nadzieją.Mężczyzna odchrząkuje,znów poprawia okulary i podnosi do siebie tabliczkę,którą trzyma w rękach.
Tak.Dobrze znasz zakończenie,marny szczurze.
-Obawiam się,że...-wzdycha doktor podchodząc do chłopaka.Ten zaciska pięści i szczękę.
-Nie.-szepcze sucho wbijając paznokcie w nogi,które przestały nerwowo podrygiwać.
-Przykro nam,ale...-zaczyna znów mężczyzna,ale chłopak nie słucha.Wstaje cicho i zbliża się do wyjścia.Nie słyszy pokrzykiwań człowieka za nim,rozpaczliwie wymachującego kartkami.Garbi się,marszczy brwi.
-Nie.-charczy i wychodzi z rozmachem zatrzaskując szklane drzwi.Znów urwanie filmu.Las,ciemny,cichy las.
Pod drzewem siedzi ten sam nastolatek.Po jego policzkach spływają łzy.Siedzi,trzymając kolana ramionami,gryzie materiał spodni kiwając się w przód i w tył,równomiernie,niczym metronom.
-Nie,nie,nie,nie...-szepce poddając się emocjom.
Właśnie,że tak.Nie ma już jej.nie ma już nic.
Czy tego chciał?Nie.A jednak wybrał życie z człowiekiem,kosztem wyrzucenia z watahy.nie wiedział,że tak to się skończy.Chciał dalej widzieć jej uśmiech,czuć zapach pieczonej szarlotki,zakładać za małe,wełniane sweterki robione przez nią na drutach.
-PO CHOLERĘ MI JĄ ODEBRAŁEŚ!-krzyczy w dal,wylewając jeszcze więcej łez.Ptaki z pobliskich drzew odlatują,dodając krzykowi basso trzepotu skrzydeł.Chłopak wstaje,furia rośnie.
Tak,tak.Furia jest dobra.Złość i nienawiść.
-JESTEŚ SZCZĘŚLIWY?!-walczy z emocjami rozpaczliwie.Opada wyczerpany na ziemię,zwijając się w kłębek.Powoli z jasnej czupryny zaczynają się wysuwać uszy.Po chwili nie ma już nigdzie człowieka,tylko wilk wtulony w drapiący pień drzewa.I wtedy postanowił.Nie będzie już nigdy miał do czynienia z ludźmi,nigdy już nie będzie człowiekiem.
Ach,to tak?Czyli nie jesteś zwykłym kundlem?!
Napisy końcowe.Reżyser,aktorzy.Ból w sercu.Mam jeszcze serce?
Masz,ale zaraz je stracisz!
Czy nie powinienem być radosny?Właśnie skończę życie.Może ją znajdę,gdzieś na górze.
-Nóż,powiadasz?-pytam ochryple nie otwierając oczu.
Tak!Tak!Wbij mocniej!
Najpierw otworzę oczy.Sprawia mi to ogromny ból,ale podnoszę powieki.Widzę szarpaninę,leżącą waderę,wokoło inne wilki.Patrzę się na dół.Narzędzie wbite prosto w pierś,zostało tylko kilka centymetrów,by całe ostrze się zagłębiło.Wokół mnie posłanie krwi,zaraz potem stół z trawy.Uśmiecham się.Nie muszę czuć więcej bólu.Koniec ze wszystkim.Próbuję podnieść łapę,kilka połamanych kości próbuje mnie powstrzymać,ale ciągnę w górę.Dotykam trzonu noża.Wpycham go lekko mocniej.Czy ja właśnie umieram?Czy umieranie jest miłe?Biorę jeden palec,dotykam opuszkiem drewnianej rączki.Jest ciepła od nadmiaru świeżej krwi.Śmieje się ochryple,na ile stać moje poszarpane struny głosowe.Kładę nacisk na nóż.Wbity do końca.Wcale nie czuję się lepiej,czy gorzej.Wtedy coś sobie przypominam.Floreen!Nie mogę jej opuścić!Mroczki zasłaniają mi oczy,opadam w ciemność,ruchome piaski,topiące mnie bagno.Jestem obezwładniony,nie potrafię nic zrobić.
-Floreen!Nie umrę bez ciebie!-krztuszę się zatapiając w ciemności.Kocham,kocham,kocham!Opadam lekko na miękkie dno,wszędzie jest ciemno.Czy to jest Raj?Nagle ktoś mną potrząsa.Chcę mu kazać przestać,odsunąć się,zostawić mnie w spokoju.Jeżeli nie mogę wrócić do Floreen,niech dadzą mi umrzeć w spokoju.
Dajcie mi umrzeć w spokoju.
<Ametyst?Flo? Fajnie by było,gdyby okazało się,że żyję xd>
_________________________________________________________________________________
*Yume z j.japońskiego oznacza w dosłowności "sen".

wtorek, 22 kwietnia 2014

Od Yume'go do Floreen-Dobry,czy też zły pomysł...i tak jest pomysłem

Fioletowy wilk obok mnie westchnął.
-I jeszcze inne,przeróżne rzeczy.-przewrócił się na bok.
-Jak..jak oni mogą?-warknąłem próbując przesunąć się do Flo, ale kraty zasłaniały moją ukochaną.Ludzie z szyderczym śmiechem wyszli zamykając drzwi.
-To nie będzie miłe.-szepnęła stara wadera na przeciwko nas,nad Elise.Miała wiele ran i zadrapań,jedno uch było prawie urwane,w wielu miejscach nie było sierści.
-To oni?-jęknęła przerażona Flo.Staruszka przytaknęła.Po chwili zaśmiała się ochryple.
-Nie wiedziałam,że dożyje tak marnego końca!
Nagle drzwi znów zaskrzypiały.Zacząłem warczeć i najeżać sierść.Nigdy nie ruszą mojej Riven!
-Cicho kundlu!-syknął jeden,rudy w okularach uderzając mnie w pysk.Siła pchnięcia rzuciła mnie na tylną ścianę.Na szczęście odsunęli się od nas.Zaczęli podchodzić do Elise.Szydzili z niej,kopali klatkę,co stworzyło zamęt,gdyż inne boksy wokół niej zaczęły się trząść.Wysoki mężczyzna,koło 40-stki uciszył wszystkich.
-Przecież wiecie,że to nie są zwykłe psy i wszystko rozumieją!-Odwrócił się w naszą stronę i wtedy zobaczyłem,że na twarzy ma szramę,przechodzącą od czoła do ramienia.Prawdopodobnie podrapał go wilk,gdyż było widać ślady po czterech pazurach.Dziewczyna z paskami na policzkach zaśmiała się.
-Oj,Yutaka,ty naprawdę wierzysz w te wszystkie bajki?-Błysnęła długimi pazurami.Było w niej coś kociego.Zwróciła się do siwej wadery i zobaczyłem,że z jej pleców wyrasta smukły,wiśniowy ogon.Z klatki obok mnie wydobył się cichy pomruk.
-Wyniki modyfikacji.Zbyt bardzo chciała upodobnić się do kota.
Faktycznie,jej fryzura ułożona była w dwa szpice podobne do uszu,kolor był identyczny,jak ten ogona.
-Są debilami.-westchnął niski,ale kobiecy głos z nade mnie.Kocica podeszła łagodnie do siwej wadery.Wsunęła cicho rękę pomiędzy kraty.Dotknęła małej kępki jej sierści przy gardle.Zaczęła przesuwać łagodnie palcami.Nagle ścisnęła je i wilk wydał gardłowy jęk.Wbiła mocniej pazury,staruszka zaczęła tracić powietrze.Popatrzyłem się przerażony na Riven.Siedziała w osłupieniu,ja tarzałem się w klatce,warcząc.
-Przestań!-ryknąłem.Słyszałem ciche pocharkiwanie starego wilka,traciła siły na łapanie oddechu.
-Anakei,przestań!-syknął długowłosy mężczyzna,w podobnym wieku,jak ten rudzielec.Dziewczyna zignorowała go i zacisnęła palce jeszcze mocniej.
-Anakei!-warknął Yutaka.
Po chwili kobieta wyjęła upstrzoną czerwonymi kropkami rękę i wadera opadła na ziemię.
-Nie lekceważ siły kota!-syknęła w stronę nieruszającego się ciała.Długowłosy chłopak złapał ją za rękę i razem wyszli.Po chwili ruszył za nimi rudzielec,a potem ten stary.Nastała cisza.Kompletnie nie wiedziałem,co zrobić!Nagle coś sobie przypomniałem.
-Riven!-wykrzyknąłem próbując ją dotknąć.
-Co się stało?-odwróciła się.Wyglądała na zmartwioną,po długim poszukiwaniu serca była i zmęczona.
-Pomyślałem,że skoro...-zaciąłem się.Czy ja dobrze pamiętam?-Skoro potrafisz zmienić się w człowieka,to możesz uciec!
-Masz rację!-wykrzyknęła.Od razu zrobiło mi się ciepło na sercu,że uśmiech gości na jej twarzy.Po chwili jednak znikł.
-A...co z tobą i...wszystkimi?-jęknęła wykonując gest otaczający wszystkie klatki.Nagle wszystkie wilki zaczęły energicznie tupotać nogami.
-O co chodzi?-spytałem zdezorientowany w powietrze.Wszystkie oczy zwróciły się na fioletowoczarnego basiora w klatce obok mnie.
-Jedyny nie straciłem przytomności,gdy mnie przewozili.-jęknął i wstał.-Klucze wiszą po lewej,nad klamką.
W moim sercu zaczęła gościć nadzieja.
-Jeżeli uda ci się wymknąć jako człowiek,będziesz mogła ukraść klucze,użyć mocy,aby obezwładnić wszystkich i otworzyć klatki!-powiedziałem uradowany.
Wszyscy patrzyli się na Riven,powietrze gęstniało od emocji.
<Flo?I jak,uratujesz nas? :P >

Od Ametyst do Yume'go

Stałam jak sparaliżowana. Dokąd uciec? Nie ma wyjścia. Nie ma ucieczki. Jeden z wilków ogłuszył Yume'go.
- Odwalicie się?! - wrzasnęłam.
- Nie. Nie, do puki nie załatwimy starych spraw. - warknął Hadithi.
- Jesteś starszy o pół roku, a ja jestem cała w ranach. Jak mam walczyć w tym stanie? - zapytałam zmęczonym głosem.
- Panie, ale czy  nie lepiej byłoby... - zaczął wilk stojący po lewej stronie Hadithiego.
- Milcz! - warknął Hadithi i najeżył sierść na karku.
- Lewa ręka? No to teraz nie masz prawej. - uśmiechnęłam się ze mściwą satysfakcją.
Oczy Hadithiego zajaśniały czerwienią, a mój umysł pogrążył się w mroku.
***
Stałam pośrodku wielkiej polany w Zakazanym Lesie. Było ciemno, no tak noc. Wyczułam wokół strach i ciemność. I wtedy to poczułam. Narastający ból w klatce piersiowej, przerażający chłód...
Z nieba zleciały nagle czerwone iskry, a po nich pojawił się Hadithi. Sam. Bez nikogo.
- Znowu się spotykamy - szepnął.
Cofnęłam się przerażona.
- Witaj Ametyst, jak widzisz, trochę się zmieniłem. - warknął, jak gdyby nigdy nic i zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać. - Chodź - powiedział ostro.
- Nigdzie nie pójdę! - krzyknęłam hardo i zaparłam się łapami.
- Ametyst, posłuszeństwo to cnota, której nauczę cię zanim zginiesz. - uśmiechnął się szyderczo. - Sair! - powiedział szybko, a ja nie mogłam nic zrobić, podeszłam bezwiednie i stanęłam naprzeciwko niego.
- A teraz po prostu cię zabiję - uśmiechnął się z obrzydliwą satysfakcją.
Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, ale na jego pysku ponownie wykwitł obrzydliwy uśmieszek.
- Mała obrzydliwa smarkula... - warknął na mnie.
- Zamknij się! - wrzasnęłam ze strachem.
Hadithi podszedł do mnie.
- To ma być pojedynek magiczny, a nie słowny Ametyst. - powiedział surowo. - Więc zaczynamy - cisnął we mnie kulą ognia.
Odskoczyłam szybko.
- Wygnaniec, morderca, tamtego dnia oboje straciliśmy wszystko, pamiętasz jeszcze? - Hadithi okrążał mnie warcząc.
- Nigdy nie zapomniałam największego błędu, który popełniłam! Każdego dnia żałuję, że nie udało mi się wtedy cię zabić. - wrzasnęłam i posłałam do niego srebrny krąg światła.
- A żałujesz zabicia Ders? Próbując coś udowodnić, postanowiłaś zabić i ją, choć nie była niczemu winna! - zaśmiał się.
- Zamknij się w końcu!!! - krzyknęłam na cały las.
- A więc zdychając zapamiętaj jej głos, gdy błagała o pomoc! - łapą zatoczył krąg, jak uprzednio ja, tyle że czerwony i cisnął we mnie.
Stanęłam na tylnych łapach, z zamiarem wywołania dusz z Doliny Śmierci. Hadithi zobaczył bliznę na mojej piersi, dotychczas niewidocznej nawet za dnia, ponieważ na piersi miałam gęste futro, lecz gdy promień światła przeleciał obok, rozświetlając mnie, nie dało się jej nie zauważyć.
- Aaa... Widzę że pamiątka sprzed lat pozostała. Liczę, że dzięki niej, nigdy nie zapomniałaś kim jesteś.
- Zamilcz!
Ale w tym momencie wróg postał jeszcze jeden okrąg magicznej mocy, który poharatał mi bok.
Upadłam ciężko na ziemię.
- P-pytałeś czy żałuję zabicia Ders. Tak żałuję, ale w oczach każdego stada byłam nikim. Chciałam udowodnić... - wycharczałam.
- To nie pora na twoje żale! - syknął. - Cokolwiek powiesz, nic to nie zmieni! To ty mordowałaś moje stado, to ty zabijałaś moją rodzinę, więc teraz ja będę niszczyć to co kochałaś! - uśmiechnął się szyderczo.
- Nie brałam w tym udziału! - łykałam łzy.
- Jesteś morderczynią? - rozległ się głos Yume'go.
- Nie jestem! - krzyknęłam przez łzy.
- Ależ jest - uśmiechnął się Hadithi. - Nie opowiadała wam jeszcze? - zapytał.
Rzucił się na niego. Może i wilczyca zrobiła mu wiele złego. Hadithi wyciągnął nóż i wbił mu w serce. Zobaczył mroczki przed oczami.
- Nikt - wysapał. - Nikt... nie... będzie... krzywdził... mojej watahy!!!
Yume z nożem w piersi, Hadithi coś wrzeszczy...
Spróbowałam wstać, ale Hadithi spojrzał na mnie zimno i przemienił się w widmowego człowieka.
- Leż sługo szatana - syknął wściekle. - Leimens!
Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch. Las rozpłynął mi się przed oczami i znikł, a w moim umyśle rozbrzmiewały jakieś głosy...
Miała pięć miesięcy, stała w TYM domu, a serce ściskał żal, ponieważ stała przed martwym koniem... Miała dziewięć miesięcy i patrzyła jak Hadithi zabija Wemę... Siedziała w zamkniętym pokoju i słuchałam jak za drzwiami dochodzi do mordu... Miała rok i siedziała z łańcuchami na szyi, a przed nią stała cała jej poprzednia wataha oskarżająca mnie o wymordowanie Stada Lśniącej Łzy... Walczyła z Ders... Człowiek zbliżał się mnie niej i konia z wyciągniętą strzelbą... Fred mnie całował...
Nie, powiedział jakiś głos w mojej głowie, kiedy wspomnienie Freda stało się wyraźne, nie będziesz tego oglądał, to jej osobista...
Poczułam ostry ból, tam gdzie widniała blizna w kształcie krzyżyka.
Hahidthi spojrzał na mnie, a po chwili znów był czarnym wilkiem.
Utkwił we mnie swoje czerwone oczy w których błyskała nienawiść.
- Wema - szepnął cicho.
Nienawiść burzyła się we mnie jak trucizna, nienawiść jakiej dotąd nie znałam. Po raz pierwszy w życiu zapragnęłam mieć przy sobie swoją moc, ale nie po to by się bronić, po to żeby zaatakować, żeby zabić...
Odwzajemniłam zimne spojrzenie.
I wtedy to usłyszałam. Byłą to pieśń nadziei i zrozumienia, radości i miłości... I chodź tylko raz w życiu słyszałam jak Wema śpiewa, rozpoznałam ten głos.
 Z nieba zleciał złoty pył, złota smuga, jakby wstęga... W mojej głowie kołowały myśli, czułam że zaraz pęknie mi czaszka, że nie wytrzymam tego bólu... Złoty pył uformował się w wilka i osiadł na ziemi. Siostra podeszłą do mnie i przemówiła miłym, ciepłym i miękkim głosem.
- No perder la esperanza hermana. - odwróciłą się do Hadithiego i spojrzała na niego. - Regresas
- Y que está de vuelta en el que debería estar! Para mi casa! - wkurzył się Hadithi.
- Już ci mówiłam - wycharczałam i podniosłam się z trudem, chwiałam się na nogach i zapewne wyglądałam żałośnie. - Ja NIE BRAŁAM W TYM UDZIAŁU! - aż zatrzęsłam się ze złości.
- Zamilcz! - szczeknął.
- NIE! JA NIE BRAŁAM W TYM UDZIAŁU, CZY TO JASNE?! BYŁAM ZAMKNIĘTA W POKOJU, W DOMU NA WZGÓRZU! - wrzeszczałam.
- Jak to? - odezwał się słabym głosem. - I mówisz to po tylu latach?! - podbiegł do mnie raptownie.
- TAK!!! TAK, MÓWIĘ TO PO STU TRZYDZIESTU TYSIĄCACH LAT! - krzyknęłam i popatrzyłam natychmiast na Yume'go.
Hadithi pchnął mnie na ziemię.
- Ty nędzna stara oszustko - wycedził. - Mam już cię dość. Mam dość twoich głupich pomysłów, mam dość twojej chorej miłości do koni i do tego pieprzonego miejsca! - warknął i momentalnie wgryzł mi się w szyję.
Nie protestowałam.
- Wemo zabierz mnie stąd - szepnęłam.
Przed oczami zrobiło mi się ciemno, nie miałam siły oddychać, to wszystko straciło sens... Gendavir przegrał, Wema miała rację... Zaczęłam tracić świadomość. Chciałam po prostu zasnąć... na zawsze...
Przegrałam i nie chciało mi się już próbować... Po prostu się poddałam i tyle...
I nagle poczułam jakby ktoś wrzucił mnie do jeziora w środku zimy. Obudziłam się i stwierdziłam że leżę na ziemi, a obok mnie Yume.
- Yume, obudź się... - szepnęłam mu do ucha, ale sama nie podniosłam się.
Wszyscy coś wołali... krzyki, błagania... Nie to tylko w mojej głowie... - myślałam nieprzytomnie.
Chwila! W MOJEJ GŁOWIE?!
Zerwałam się momentalnie, ale zaraz stanęłam jak wryta. Moja siostra... Przez mój mózg myśli galopowały jak mustangi na dzikiej prerii.
Usłyszałam krzyk Wemy i ten dzień stanął mi przed oczami. Zamknęłam oczy. 
- Nie! Nie oddawaj mnie tam! - krzyczałam.
Byłam mała, miałam dziewięć miesięcy
- Nie - odezwał się zimny głos.
Widziałam to wszystko wyraźnie, jakby było to zaledwie wczoraj...
- Pozwól mi wyjaśnić Ametyst, dlaczego nie będę tolerował twojej następnej pomyłki...
- Co ty robisz?! Co ty do diabła robisz?! - usłyszałam swój krzyk.
- Ascartez!
Pustą czerń wypełnił mój krzyk, mój krzyk sprzed kilku miesięcy... Teraz i moja starsza wersja zaczęła krzyczeć. Zaraz Hadithi mnie usłyszy, zarz rzuci zaklęcie...
Upadłam i usłyszałam jeszcze krzyk Yume'go, zanim zapadłam się w czerń.

< Yume? Lub ktoś inny? >

niedziela, 20 kwietnia 2014

Od Floreen do Yume'go - W ludzkiej niewoli

Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę.
-Tak!-Uśmiechnęłam się powstrzymując się od łez.Przytulił mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk. Wtedy przypomniałam sobie nasze wspólne chwile...
-Kocham cię Yume, kocham do końca... -Wyszeptałam odsuwając się.
-To co Flo? Huczne wesele? -Uśmiechnął się.
-Chodź do Catiny. Musimy jej powiedzieć.
Ruszyliśmy w stronę jaskini mojej siostry.
-Catina? -Zapytaliśmy jednocześnie.
-Flo! Co cię tak długo nie było!? Opowiadaj!
-My nie przyszliśmy w tej sprawie - zaczął Yume - chcemy ci tylko powiedzieć...
-Że jesteśmy parą. -Dokończyłam wypowiedź basiora.
-Wy parą? -Zaśmiała się bezczelnie -Ale wy nawet do siebie nie pasujecie!
Moja siostra teraz przegięła obraziła mnie i to co do niego czuje.
-Ty...Ty gn**u! -ryknęłam Catinie prosto w twarz i wybiegłam z jaskini.
Moje oczy przepełniały łzy "Jak moja siostra mogła tak powiedzieć!" krzyczałam w sobie. Biegłam, biegłam tak daleko jak moje łapy dadzą radę. Gdy byłam dość daleko od watahy zatrzymałam się. Nagle usłyszałam szelest i miałam wrażenie jak by ktoś mnie śledził. Obracałam się w koło, lekko spięta, ale gotowa do walki. Nagle zza krzaków wyskoczył Yume.
-Co tu robisz? - burknęłam pod nosem.
-Chyba: Co ty tu robisz?
-Sam wierz...
Basior nie zdążył mi odpowiedzieć, rzucili się na nas LUDZIE...
-Yume!
-Floreen!
Krzyczeliśmy do siebie. Ludzie założyli na kagańce i wstrzyknęli środek usypiający. Gdy już mdlałam włożyli nas do klatek.

***

Ocknęłam się w laboratorium.
-Yume? - powiedziałam ochryple.
Basior był w klatce obok. Szturchnęłam go parę razy.
-Floreen? Floreen! Nic ci nie jest! - przeraził się.
-Nie wiem, głowa mnie strasznie boli...
Chcieliśmy się przytulić, ale kraty dzielące nas nam nie pozwalały.
-Kocham cię Flo... - basior opuścił łeb.
Zapadła chwila ciszy. Rozejrzałam się po laboratorium, było tu dużo wilków, a jeden przyglądał mi się uważnie.
-Floreen? - zapytał nie znajomy wilk.
-Tak, z kąt znasz moje imię? - przyjrzałam się wilkowi - Elise?
-Flo!
-Elise! - krzyknęłam, ale chyba w nie właściwym momencie.
-Co my tu mamy! - zaśmiał się syderczo jeden z ludzi i pociągną mnie za ogon. Pisnęłam.
-Elise, co my tu robimy? - wyszeptałam.
-Jesteśmy w laboratorium. Będą na nas testować różne trutki na szczury - opuściła łeb.
-Trutki na szczury!? - pisnęłam.
-Ale to nie wszystko... - westchnął wilk z sąsiedniej klatki.
-Co jeszcze!?
<Yume?>


Wesołych Świąt!

Wesołych Świąt Wielkanocy!
Alfy

czwartek, 17 kwietnia 2014

chamsko się wpycham...

ale mam sprawdzić,czy posty działają.
Dżem ( Yume )

Od Yume'go do Ametyst

-Nic o niej nie wiem gnojku!-wrzasnąłem próbując ugryźć napastnika,ale byłem przyszpilony do ziemi.Czarny wilk zaśmiał się sucho.
-Takiś kłamczuszek?Nieładnie,oj nieładnie.-Zbliżył zaplamiony krwią nóż do mojego pyska.Zacząłem się szamotać.
-Pogorszysz sprawę.-warknęła Ametyst,już mdlejąca.
-A ty co,w nauczycielkę się bawisz?-warknął któryś z ochroniarzy Hadithiego.Podbiegł do wadery i wbił jej pazury w ramiona sycząc coś pod nosem.Widziałem,jak jego brwi z dużą ilością kolczyków marszczą się,a rozcięty na pół język wije wymawiając jakieś zaklęcie.Ametyst zaczęła się trząść i wyć z bólu.
-Daj spokój Eric.-powiedział po chwili stojący nade mną basior.Krew z ostrego noża zaczęła kapać mi na nos.Hadithi uśmiechnął się i zaczął kreślić nim wzory na moim policzku.Chciałem wyrwać się uciec,ból był nie do zniesienia.Jednak zacisnąłem zęby i leżałem w miejscu.Łzy napływały mi do oczu,nóż zbliżał się do szyi.Muszę się uratować,uratować Ametyst,wrócić do Riven.Wtedy wilk podniósł narzędzie i zaśmiał się szyderczo.
-Pięknie,pięknie.A teraz wyznasz mi,co wiesz o tej głupiej k**wie?
Zawrzało we mnie.Jak można tak nazywać waderę?Jak tak można nazywać kogokolwiek.
-Jest waderą.Ma na imię Ametyst i została złapana przez was razem ze mną.-wysyczałem.Słyszałem,jak gęsta krew z mojego policzka spada na ziemię.
-Myślisz,że jestem głupi?-ryknął i odsunął się ode mnie.Wreszcie mogłem wziąć pełny oddech.Napierając na mnie wielkimi łapami musiał złamać mi ze dwa żebra.To nie polepszało sprawy,ponieważ i tak źle mi się oddychało.
-Stań tam.-warknął pokazując na ścianę.Nie zdążyłem nic powiedzieć,bo jego pachołkowie,w tym Eric złapali mnie i zaciągnęli tam,gdzie chciał Hadithi.Basior wziął nóż do pyska.Zmrużyłem oczy.A więc tak umrę.Nie patrząc na moją Riven.Co to za śmierć,gdy umiera się jako poddaniec?Żadna.
-Kocham cię Riven.-szepnąłem.To dobre ostatnie słowa.Wtedy usłyszałem świt,piski wilków i poczułem niemiłosierny ból w uchu.Otworzyłem powieki.Ametyst stała,z krwawiącą raną obok leżących przeciwników.Musiała użyć jednej ze swych mocy.Spojrzałem w bok.Nóż nie ugodził mnie w głowę,ale uciął spory kawałek prawego ucha.Jęknąłem.
-Ruszaj się!-syknęła Ame i pobiegłem za nią.Cwałowaliśmy poprzez ciemne korytarze,pokryte od góry do dołu malunkami wilków.Nie były to zwykłe obrazki.Wilki,powyginane w konwulsjach,z wydartymi wnętrznościami,czy oderwaną głową od ciała.Wzdrygnąłem się.Kogo mogłyby interesować takie rzeczy?A no tak,Hadithiego.Wszędzie było czuć drażniący smród krwi i rozkładających się ciał.
-Czy to znaczy,że uciekamy?-szepnąłem po chwili do wadery.Byłem zdezorientowany bólem w żebrach i policzku.
-Raczej tak?-przewróciła oczami.Dotarliśmy do rozdroża.Ametyst wahała się przez chwilę.Mój wzrok zaczął szwankować.Co chwilę widziałem czarne plamy,zasłaniające wszystko przede mną.Choć,w pewnym sensie nie za bardzo chciałem to wszystko widzieć.
-Gdzie idziemy?-spytałem wadery mając na myśli drogę.Ona zwróciła się w prawo,to samo zrobiłem i ja.Nagle wpadliśmy na coś strasznego.
-Cholera!-wykrzyknęła Ametyst,zatrzymując się w porę,ale ja ślizgałem się jeszcze po wilgotnej posadzce usłanej kroplami zaschniętej krwi.Na szczęście zatrzymałem się tuż przed tym.Rozkładające się ciało wilka leżało tuż przed nami,wydając mało przyjazny zapach.Widziałem jego przepełnione strachem,blade oczy i roztrzaskaną szyję.Wyglądał,jak jeden z pomocników Hadithiego,jak ten,który pomógł Ericowi przygwoździć mnie do ściany.Jęknąłem cicho.
-Przeskoczymy.-powiedziała sucho Ametyst.Czy ona nie jest zdenerwowana widokiem CZEGOŚ TAKIEGO?Nie chciałem nic mówić,więc ruszyłem za nią i z wielkim bólem,i żeber i serca,przeskoczyłem nad ciałem.Po kilku minutach dotarliśmy do końca korytarza.Nic,ślepy zaułek.
-Nosz kur**!-ryknęła Ametyst tupiąc.Nagle usłyszeliśmy szyderczy śmiech za sobą.Zacząłem się trząść i zdenerwowany zobaczyłem za nami Hadithiego,a za nim masę innych,czarnych wilków.
-A...Ame...Ametyst?-szepnąłem klepiąc ją w plecy.-
-Witamy ponownie.-zaśmiał się basior.Poczułem mocne uderzenie w głowę.Tyle pamiętam.
<Ametyst?>

Bełkot Ame

No hej! Miałam napisać posta...
Blablabla
*KONIEC*

Od Ametyst do Yume'go

Biegłam przez las i nagle usłyszałam podejrzany dźwięk. Odwróciłam głowę.
- Cześć
- Cześć
Yume podszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie.
- Co robisz?
- Przygotowuję się.
- Jak to?
- Po prostu. Musze się przygotować psychicznie do szpiegowania.
- Kogo szpiegujesz? - Yume aż zachłysnął się powietrzem.
- Co? - spojrzałam na niego ze wściekłością. - Nie szpieguje nikogo z naszej watahy, jeżeli o to ci chodzi.
- A kogo? - spytał.
- Mack wysyła mnie na przeszpiegi. Ciebie i Riven nie było kilka dni, Catina się oszczeniła... Nie miał kto szpiegować po prostu... - spojrzałam na niego.
- Ale przecież jesteś wojowniczką.
- No bo... ja...- zagryzłam wargi. - jestem wszechstronna. Tak to można ująć. Tak, wiem, że dziwnie to brzmi. - zaśmiałam się sucho.
- Rozumiem - szybko mi przerwał. - Może pójść z tobą? Nie mam nic do roboty.
Skinęłam głową.
- Miło by było - mruknęłam.
- Twój pan mówi, przestań...* - usłyszałam nagle w mojej głowie głos.
Zamroczyło mnie, tak jakbym straciła przytomność. Jak przez mgłę widziałam Yume'go.
- Ame... Co ci jest?! - krzyknął i podbiegł do mnie.
- Czekałem na ciebie - powiedział głos.
- Nie! Zostaw mnie! Puść...! - zaczęłam odpływać.

***
Obudziłam się kilka godzin później i od razu rozejrzałam się po czymś, w czym byłam.
- Nie! Błagam tylko nie to! - wrzasnęłam i luknęłam na Yume, który leżał obok mnie na zimnej ziemi. - Yume obudź się! - szarpnęłam go mocno, ale z wyczuciem za ucho.
- Jeszcze chwilę, mamo... - mruknął sennym głosem i otworzył jedno oko.
Parsknęłam lekceważąco.
- Sorry - wstał speszony. - Gdzie jesteśmy? - spytał.
- W najgorszym koszmarze - jęknęłam.
- Jaśniej proszę - mruknął.
- Jesteśmy więźniami Hadithiego.
- A gdzie trafiają wilki przetrzymywane przez Hadithiego?
- A gdzie trafiają wilki przetrzymywane przez Hadithiego?! Do ciasnych klatek, ustawionych w małej przestrzeni obok siebie... Cóż, niezbyt godne warunki do życia, ale czego spodziewałeś się po lochach najbardziej sadystycznego rodu? - burknęłam. - Najpierw nas storturują, a potem wcisną do klatek! Czego ja dożyłam!
- Przestań histeryzować! - warknął Yume i podszedł do krat. Spróbował je przegryźć.
- Nie wysilaj się - mruknęłam.
W tym momencie do klatki wtargnęły cztery czarne wilki.
- Witajcie - uśmiechnął się jeden pogardliwie - Pan na was czeka.
Zaciągnęły nas siłą przed Hadithiego.
- Witam was - mruknął. - Wpadliście w samą porę, ponieważ nęka mnie dzisiaj od rana chęć małych tortur czy czegoś... innego. - szepnął i popatrzył na mnie przenikliwie.
Aż się wzdrygnęłam.
Podwładni Hadithiego związali nas linami i zaciągnęli do sali tortur.
Pan Śmierci (dosłownie) przybył do tego miejsca, aby się trochę zabawić i rozruszać stare kości. Ciągnął bardzo mocno, przez co nie mogłam prawie oddychać. Rozglądałam się po wnętrzu.
Na ścianie dużo ostrych rzeczy, brudno, zimno... Po środku znajduję się coś na kształt metalowej płyty... Nagle Hadithi pchnął mnie w jej kierunku.
Kur** mać - pomyślałam.
Próbowałam odwrócić się do niego przodem, co w końcu mi się udało. Wykorzystując okazję zmęczonym ruchem uderzyłam wilka w bark. Uśmiechnął się tylko.
- I co szczerzysz japę?!
- Jak nie będziesz grzeczna to założę ci kaganiec. Uwierz, to nic przyjemnego. - powiedział i przykuł mnie do ściany wielkimi łańcuchami.
- Od czego zaczniemy? - spytał uśmiechając się.
- Tak ci zabawnie? - wrzasnęłam, a raczej chciałam, ale wyszło z tego tylko ciche oskarżenie.
Szarpałam się, ale nie mogłam za nic dosięgnąć wilka. Ciało fizyczne przegrało...
- Ty po****** sku****** ! Czy mógłbyś łaskawie mnie wypuścić i zapomnieć o tej sprawie? - jęknęłam z bólu i dodałam - Naprawdę nie będziesz miał innych zajęć niż pilnowanie szczeniaków?
Próbowałam jeszcze raz się wyszarpnąć i zaatakować gnoja, ale nie miałam już siły... Zaczynałam przegrywać. A trzeba było grzać dupę na swoim terenie!
- Od******* się! - wrzasnęłam wściekła.
- O to się nie martw - rzekł i uśmiechnął się tajemniczo.
Wziął do pyska wielki nóż i wymalował mi na boku literę H.
Fuck
Zawyłam z bólu. Już całkiem opadłam z sił, poddała się katu... Jęknęłam wzdychając.
Spojrzałam żałosnym wzrokiem na zakneblowanego Yume'go.
- Durnie - zaczęłam się szamotać. Zrozumiałam, że nic nie zdziała. Że to koniec. Pozostało tylko oczekiwać na koniec tortur.
- A może ty masz jakiś pomysł jakby cię torturować? - spytał z uśmiechem szaleńca.
Kur**, mądry to ty nie jesteś
- Wpi***** mnie do lochów - burknęłam zrezygnowana.
- Czemu nie. Ale chyba najpierw zajmę się twoim znajomym. - mruknął i podszedł do Yume'go.
Leżałam wycieńczona na płycie i dyszałam ciężko. Hadithi przyszpilił Yume'go do ziemi i warknął:
- Powiedz mi wszystko, co o niej wiesz.
Przez chwilę przewalali się po ziemi. A ja odpłynęłam. Wszystko było zamglone. Jednak nie zemdlałam. Po prostu byłam wycieńczona.

Yume dokończysz?

wtorek, 15 kwietnia 2014

Informacje!

1.
Zawieszam watahę na czas nie określony (TYDZIEŃ).

2.
Zmiana nazwy z powodów technicznych.
Wataha Smoczej Krwi (WSk)
watahasmoczychłez.blogspot.com

3.
Remont!

Flo

Od Yume'go do Flo -Co z nami będzie?

Łzy napłynęły mi do oczu.Byłem taki przerażony,gdy Flo mnie nie poznała.Z jej rudobrązowej sierści skapywała woda.Ja też stałem się mokry przytulając się do niej.
-Wszystko jest dobrze.
Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie.
-Kocham cię jak nikt nikogo nie kochał.-szepnąłem i pocałowałem w nos,przez co ona zachichotała.
-Powinniśmy wracać.-szepnąłem patrząc się na niebo,które powoli zakrywała ciemna płachta.Wadera przytaknęła i ruszyliśmy.Nagle wpadłem na wspaniały pomysł.
-Poczekaj chwilkę.-powiedziałem i pocwałowałem w krzaków.Złapałem najpiękniejsze kwiaty i uplotłem z nich wianek.
-To dla ciebie.Wspaniała korona dla mojej ukochanej królowej.-położyłem łagodnie wiosenny prezent na głowie Flo.Ona się zaśmiała i liznęła mnie po policzku.jako,że przez burzę oddaliliśmy się od watahy,tak teraz widzieliśmy spomiędzy krzaków jaskinię Alf.Odwróciłem sie w stronę wadery i przytrzymałem ją łapą.
-Flo.-westchnąłem i zaczęła trząść mi się noga.-Kocham cię najbardziej na świecie i chcę,abyś zrozumiała,że będę za tobą łaził do końca mego życia.
Ona się zaśmiała,ale ja wcale nie skończyłem.
-Możesz nie wiedzieć,ale w moich rodzinnych stronach każda para,która była pewna wzajemnej miłości do siebie organizowała tak zwany ślub.Czy mógłbym być tak zaszczycony i otrzymać od ciebie odpowiedź:Czy zechciałabyś zostać moją waderą na dobre i na złe,czy zechciałabyś,abyśmy urządzili ślub?
<Flo?>

Od Floreen do Yume'go -Trans Burzy

Byłam szczęśliwa jak nigdy. Patrzyłam wciąż na basiora. Nagle na mój nos spadła kropelka.
-Zaczyna kropić - powiedział Yume.
Niebo zasłoniło się chmurami. To już nie był deszczyk, ale ulewa. Nagle na niebie zobaczyłam światełko i gapiłam się w nie.
-Flo! -krzyczał basior, ale ja się nie ruszyłam wpatrywałam się w niebo.
Coś kazało mi iść w stronę światła. Rozłożyłam swoje czarne skrzydła i poderwałam się do lotu.
W sobie ciągle krzyczałam "Yume, pomocy!", ale moje ciało chciało czego innego.
Parę minut później rozpętała się burza. Miotało mną, ale nadal leciałam. Nagle trafił we mnie piorun. Zaczęłam opadać na ziemię.

***

Zaczęłam powoli otwierać oczy.
-Flo! -krzykną szczęśliwy basior przytulając mnie.
-Łapy przecz ode mnie i jaka Riven?!
-Floreen... Ty mnie nie pamiętasz? - z oka Yume'go poleciała łza.
Potrząsnęłam głową i od tknęłam się z transu.
-Yume? Yume!
-Flo! -krzykną uradowany i przytulił mnie.
-Kocham cię... -wyszeptałam opierając się o ramie basiora.
Uśmiechną się.
<Yume? Sorki, że nie pisałam, ale nie miałam czasu :)>

czwartek, 10 kwietnia 2014

Od Yume'go do Riven -"Co za gnojek z tego czasu.Wszystko psuje."

Zaskoczyło mnie to szybkie wyznanie wadery.W pewnym sensie czułem się potwornie.Tutaj?Takie wyznanie?Wokół zabitych poczwar?
-Riven...-zaciąłem się.W środku siebie krzyczałem z radości,skakałem,płakałem ze szczęścia,ale jak pokazać tą mocną emocję,by nie zrazić alfy,a poza tym...po prostu Riven.
-Na zawsze?-spytałem cicho zbliżając się do białej wadery.
-Na zawsze.-szepnęła z nieśmiałym uśmiechem.Moje oczy powiększyły się i poczułem mokre łzy w ich kącikach.
-Riven.Czy zechciałabyś zostać ze mną razem,na zawsze?
-Na zawsze.-powiedziała wtulając się w moją szybko opadającą pierś.Wcisnąłem głowę w jej kark i trochę staliśmy tak złączeni.Słyszałem,jak pochlipuje,mam nadzieję,że ze szczęścia.Odsunąłem się zdziwiony.
-Wszystko dobrze?-pogłaskałem ją czule po pysku.Przytaknęła i pociągnęła nosem.
-Cieszę się,że tu jesteś.Bez ciebie moje życie nie byłoby takie samo.
Zarumieniłem się i zrobiłem coś niezwykłego nie myśląc o konsekwencjach.Polizałem waderę po policzku,a ona po chwili odwdzięczyła pocałunek.Po moich plecach przeszedł dreszcz,ale miły dreszcz.Rozgrzewający,nawołujący do walki,dodający energii.
-Kocham cię Riven.Od zawsze i na zawsze.-szepnąłem.
***
Wracaliśmy wesoło rozmawiając przez las prowadzący do terenów naszej watahy.Czasami przewinął się jakiś pocałunek,przytulenie;co chwilę było słychać perlisty śmiech roznoszący się po lesie.
-Znasz jakąś poezję?-spytała Riven,a ja podniosłem znacząco brwi.-Lubię poezję i pieśni.-wytłumaczyła z lekkim uśmiechem.Nabrałem duży oddech i wczułem się w to,co mówiłem.
-"Marmur i książąt posągi złocone
Krócej żyć będą niż ten wiersz potężny
I jaśniej zalśnisz w me rymy wprawiony
Niż klejnot,który czas wreszcie zwycięży."
-Piękne.-zachwyciła się Riven.-Czyje to?
-Szekspira.Bardzo lubię ten utwór.-zarumieniłem się.
-Nawet nie chodzi o autora,tylko o recytatora.-szepnęła,a ja wtuliłem się w jej miękką sierść.
-Masz ochotę coś zjeść?-podjąłem po chwili,gdyż zaczęło mi burczeć w brzuchu.
-W tak romantycznej chwili?-spytała lekko...zawiedziona?-No dobrze,ale jednak nie jedliśmy kilka dni.
-Jestem zwykłym wilkiem,mam prawo być głodny!-jęknąłem próbując zatrzymać cwałującą waderę.PO chwili zatrzymała się przed polaną,zginając się w pół w krzakach.Na pustej powierzchni pasła się młoda łania.Nastroszyła uszy,ale bardzo nie przejęła się tym,że zobaczyła wystające,zbyt wielkie jak na wilka końcówki mych uszu.
-Atakujemy za 3...2...-szepnęła,ale nie dokończyła,ponieważ ofiara zobaczyła ruch w krzakach i uciekła w popłochu.
-Niech to szlag!-syknąłem i ruszyłem za ofiarą,a Riven do mnie dołączyła.P o chwili złapałem zębami łapę łani,zrywając któryś z mięśni,przez co zwolnił się jej bieg.Po chwili usłyszałem bojowy krzyk i wadera rzuciła się na kark wciskając ostre zęby w ofiarę i tworząc wokół siebie małą fontannę krwi.Ja rzuciłem się na gardło charczącego zwierzęcia,tak,by przeciążyć ją,by upadła.Po chwili zwierzę leżało i machało kopytami próbując uciec,ale Riven stała obok niej i coraz mocniej zaciskała zęby na gardle.Po chwili łania skończyła swój pośmiertny taniec i rzuciłem się na posiłek.
-Naprawdę byłeś głody.-powiedziała po przełknięciu pierwszego kęsa.
-Przepraszam.-bełkotałem z pełnym pyskiem.
***
Dochodziliśmy już do jaskiń Alf i nagle się zatrzymałem.
-Co powiemy...wszystkim?-szepnąłem patrząc się w jej dwukolorowe oczy.
-A jak myślisz?-zaśmiała się.Wtuliłem się w jej sierść,a po chwili nieśmiale pocałowałem w policzek.
Poszliśmy krok w krok razem,obok siebie do jaskiń Alf.
<Riv?>

Yume otworzył róg obfitości!

1.

Szmaragd

Od Riven do Yume'go -Moje serce bije nie tylko dla mnie...

Biegłam. Na niebie słońce już zachodziło. Byłam tuż nad jeziorkiem, nagle w oddali zauważyłam sylwetkę wilka.
-Yume? To ty? -Pobiegłam w stronę wilka.
To nie był on, ale jego klon. W końcu to labirynt śmierci, tu się dzieją straszne rzeczy.
-O, Yume jak dobrze, że to ty! -Chciałam przytulić basiora, ale on się odwrócił i na mnie zawarczał.
Nagle zauważyłam kolejnego Yume'go.
-Riven! Uważaj! -Krzykną prawdziwy Yume -To jest demon!
Nagle Yume-Demon (:P) zaczął się zmieniać w demona.
-Witaj ponownie się spotykamy! -Sykną w stronę Yume'go.
-Yume! -Krzyknęłam -Za mną!
Basior ominą demona i popędziliśmy w stronę mojego serca. Mniej więcej wiem gdzie się znajduje. Te stworzenie goniło nas dość długo, ale zgubiliśmy je, może...

***

-Yume! -Krzyknęłam- Moje serce!
Ogniste serce zamknięte w gablocie.
-Yume, musimy zbić te gablotę. -Powiedziałam stanowczo.
Nagle -Trzask!- i po gablocie. Stałam nad moim sercem. Z niego wychodziły smugi które trafiały we mnie, jedna po drugiej. W pewnej chwili jak moje serce weszło we mnie zaczęłam płonąć miłością.
-Riven! -Wrzasną basior które się przestraszył ci się ze mną dzieje.
Nagle ogień zgasł i spod ognia wyłoniłam się ja.
-Riven, to ty...
-We własnej osobie -Zaśmiałam się.
Nagle pojawił się demon, ale nie sam towarzyszył mu duch, duch wyklętego Boga, Iatchi'ego.
-Itachi! -Wrzasnęłam panicznie. 
-Riven, no gratuluje! Zabiłaś mnie! -Sykną w moją stronę.
-Zostaw ją! Ty potworze! -Krzykną Yume i staną w mojej obronie. 
-O twój kolega przyszedł! -Zaśmiały się syderczo demony. 
-Zaczekaj, nic nie rób. -Szepnęłam do basiora. -Zmienię się w demona, a ty chcesz?
-Jasne! Będzie super! -Odszepną basior.
-Chcesz? Masz!
Zmieniłam się w demona. Popatrzyłam na Yume'go i on się zaraz zmienił.
-Co!? -Zdziwiły się demony.
-Yume, ty dawaj na tego demona, a ja na ducha Itachi'ego. -Powiedziałam stanowczo do basiora.

***

Demon już leżał nieżywy. Itachi chciał mnie zepchnąć z urwiska. Czułam, że gruntu pod łapami zaczyna ubywać. Nagle to był już koniec, spadłam. W powietrzu zmieniła się w siebie. Poczułam, że żyję, że jestem w czyimś objęciu.
-Yume? -Zapytałam odwracając głowę w jego stronę.
Yume trzymał mnie w ramionach.
-Żyjesz? -Powiedział w nieco niezręcznej sytuacji.
Objęłam go za szyję i powiedziałam:
-Dziękuje...
Coś mnie w sercu nachodziło by go pocałować. Moje serce chciało kochać, kochać kogoś do końca życia, a tym kimś był Yume.
-Yume... Ja ci chcę powiedzieć, no wiesz... -Wzięłam głęboki oddech- Kocham cię i chcę cię kochać do końca życia... -Zaczerwieniłam się lekko. Strasznie chciałam być z nim i z nikim więcej. Patrzyłam z nadzieją mu w oczy i czekałam na jego ruch.
<Yumeś? I cio, będziemy? :3>


Od Yume'go do Riven -Labirynt Początku i Końca

Zacząłem ruszać wcześniej ranną łapą,ale ruch nie sprawiał już bólu,a wszystkie kości były na miejscu.
-Łał!-westchnąłem zdziwiony.Riven uśmiechnęła się i ruszyła w lewo.Po chwili stanąłem obok niej.Zobaczyliśmy rozdroże.Trzy uliczki.
-Co tu wybrać?-szepnąłem bardziej do siebie,a po chwili ziemia pod nami zatrzęsła się.Wbiłem pazury w podłoże.
-Co się dzieje?-wykrzyknąłem sparaliżowany spoglądając na waderę.
-Trzymaj się!-odkrzyknęła i schyliła się.Zrobiłem to samo.Po chili między nami zaczęła się wysuwać ściana.
-Riven!-wykrzyknąłem przerażony.Jeżeli stracę ja z wzroku,mogę jej nigdy nie znaleźć!
-Yume!-odkrzyknęła panicznie,a mur piął się coraz wyżej i wyżej.Był to dość szybki proces,więc nie zdążyłem nic zrobić.
-Jesteś?-wycharczałem,gdy ziemia przestała tańczyć.
-Tak.-szepnęła i usłyszałem,że opiera się o ścianę.-Co teraz?
Zamyśliłem się.
-Może....spróbujmy dotrzeć do środka i,gdy słońce zacznie zachodzić,spotkajmy się tutaj.
-Musimy to miejsce jakoś zaznaczyć.-powiedziała.-Nie chodzi o kolor...bardziej...o zapach.Nagle wpadłem na pomysł.
-Przecież jest tu to jeziorko uzdrowienia!
-Przepołowione przez tą ścianę.-syknęła.
-Ale czuć dobrze zapach!-argumentowałem.Można było wyczuć korzenną,lekko morską,różaną woń.
-Dobrze.-westchnęła.-Ale spotykamy się tu wieczorem.
-Jasne!-wykrzyknąłem i pobiegłem przed siebie,by jak najprędzej znaleźć serce Riven.
***
Opadałem ze zmęczenia.Biegłem jakieś trzy godziny!
-Za jakąś godzinę słońce zgaśnie.-szepnąłem do siebie.-Pora wracać.
Pocwałowałem w stronę słabego zapachu jeziora.Nagle przede mną pojawił się las.
-Nie ma co,trzeba wejść.-westchnąłem i postawiłem łapę między krzakami.Powoli wpełzłem do całkowicie ciemnego zagajnika.Było cicho i całkowicie ciemno.Nagle usłyszałem szmer za sobą.Wyprostowałem się i nastawiłem uszy.
-Chyba się przesłyszałem.-powiedziałem podejrzanie.Stawiałem powoli łapy,by trafić w zgniłą i suchą,żółtą trawę,a nie w kamyki i dziury.Usłyszałem szept tuż za mną.przełknąłem przerażony ślinę i odwróciłem się bardzo powoli.Za mną stała postać w cieniu.
Słyszałem,jak dyszy.Śmieje się w duchu.Zaraz mnie zabije.Jest szczęśliwa.To demon.
-Kim jesteś?-warknąłem w stronę cienia.
-Nie boisz się mnie?-syknął,a głos miał niczym przejeżdżanie pazurem po tablicy.
-Ponawiam pytanie.-powiedziałem stanowczo.Cokolwiek to jest,mogę to zabić.Riven mnie tego nauczyła.
-Jestem strachem,koszmarem,plagą i śmiercią.-powiedziało śmiejąc się gorzko.-Twoją śmiercią.
Potwór wysunął się z cienia.Cały bordowy,wysoki na dwa metry.Miał wielkie łapy z ogromnymi pazurami koloru kości słoniowej,długi ogon z ostrzem na końcu i uszy zakończone kolcami.Z pół otwartego pyska leciała ślina,a oczy....oczodoły były czarne,a pod nimi łzy tego samego koloru.Pysk wygięty był w grymasie,natomiast za końcówką ust wychodził wyryty uśmiech.Nie był to obrazek,czy malarska kreska.Wyryte długim paznokciem.Zwierzę było chude,miało wystające kości i żebra.
-Posilę się wreszcie...-wysyczało i rzuciło się w mą stronę.Bez namysłu pocwałowałem przed siebie.Potykałem się o kamienie,dziury,zwierzęta,ale biegłem dalej.Wciąż za sobą słyszałem charczący oddech potwora.Wreszcie dobiegłem do skraju lasu.Nie przerwałem,dopóki zdyszany nie dotarłem do jeziorka.Poczwara mnie już nie goniła.
-Riven?-spytałem dysząc.-Czy ty też spotkałaś taki koszmar?
Odpowiedziała mi cisza.
<Riv?>

środa, 9 kwietnia 2014

Od Riven do Yume'go -Labirynt śmierci czli droga w nieznane

-Dziękuje... -Na moich policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
Przytuliłam basiora. Popatrzyłam, że basior trzyma się na łapę.
-Czy cię to boli?
-Nie, to tylko troskę. -Basior próbował ukryć ból.
-Pokarz to. -Zaczęłam oglądać mu łapę.-Uuu, wygląda to strasznie. Ty krwawisz... Yume jeśli możesz to podejdź do tego strumyka. -Obmyłam mu ranę. -Jest zwichnięta i co teraz? -Położyłam się na kamieniach.
-Ja...Przepraszam... -Basior opuścił łeb.
-Nie, nie przepraszaj. To nie twoja wina, jakaś siła nadprzyrodzona tobą zawładnęła. Siła nadprzyrodzona? Coś tu nie gra. Od kąt wyruszyliśmy to dzieją się dziwne rzeczy, ta trawa, demony, ty. Tak jak by ktoś wiedział gdzie idziemy i próbował nam przeszkodzić, ale kto?
-Coś takiego mają tylko bogowie i demony, nie?
-Tak, ale to może być tylko jeden, Itachi! - Jęknęłam z przerażeniem.
-A co jeśli on żyję?! -Krzykną basior.
-Nie, ja go zabiłam, ale ruszajmy dalej. Lepiej już?
-Tak, chodź.
 Ruszyliśmy w dalszą drogę. Dalej idąc w tunelu bez końca. Nagle zauważyłam światło, to było wyjście.
-Riv masz nadzieję, że to nie złudzenie?
-Nie na pewno, nie złudzenie. -Powiedziałam uśmiechając się w stronę basiora.
Parę minut później znaleźliśmy się w labiryncie.
-Gdzie jesteśmy? -Zapytał basior
-W labiryncie śmierci, na jego końcu jest moje serce! -Krzyknęłam szczęśliwa. -I jeszcze jedno, jak pamiętam to zaraz jest jeziorko uzdrowienia napijesz się jego wody i będziesz zdrowy!
-Na co czekamy! Ruszamy! -Krzyknę basior i poszliśmy w głębię labiryntu.

***

-Zobacz! jeziorko! -Krzykną uradowany i podbiegł się napić. Nagle stał się cud uzdrowienia, łapa Yume'go była jak nowa :P.
<Yume? Napisz jak idziemy przez labirynt, a resztę zostaw mnie :)>

OD Yume'go do Riven -Niekończąca się gonitwa życia i śmierci oraz iluzja wycieńczenia

Pocwałowałem w stronę blasku nie myśląc o konsekwencjach.
-Yume!-wykrzyknął aksamity głos,ale ja nie słuchałem.Coś mnie ciągnęło do tego światła z przodu.Biegłem i biegłem,ale ten męczący ruch nie miał końca.Dyszałem już ciężko,ale cel nie zbliżył się na ani centymetr.
-Muszę...się...tam dostać!-wykrzyknąłem dyszącym głosem.Nie mogłem się zatrzymać,coś...pchało mnie tam.
-Yume!-wykrzyknął znowu głos,ale to mnie nie obchodziło.W mojej głowie rodziła się nadzieja,że dotrę tam.Do światła.
-Co się z tobą dzieje?Zatrzymaj się!
-Nie mogę!-ryknąłem agresywnie i przyspieszyłem tempo.Muszę się tam dostać!Nagle przede mną pojawiła się ogromna skała,zasłaniająca lekko światło i torująca mi drogę.
-Odsuń się!-wykrzyknąłem i nawet się nie zatrzymałem.Zaszarżowałem na kamień,który rozbił się na maleńkie kawałeczki.Słyszałem tupot za sobą,tupot czyichś łap.Nie obchodziło mnie kto,kto mnie śledzi,chodziło mi o to,żebym pierwszy dostał się do tego błyszczącego raju.Moje wargi zaczęły się podnosić,a z gardła zaczął wychodzić obcy mi pomruk.Łapy prawie nie dotykały podłoża,opuszki,poharatane wszelkimi kamieniami latały w powietrzu.
-Ja pierwszy dotrę do raju!-warknąłem opętańczo i kłapnąłem kłami w powietrzu.Nie widziałem nic,oprócz błyszczącego,ratującego mnie światła przede mną.
-Zatrzymaj się!-usłyszałem stanowczy głos za mną.
-Nie!-warknąłem ostro i kłapnąłem zębami w stronę głosu.-Nikt nie będzie mi mówił,co mam robić!-przyspieszyłem.Traciłem już powoli siły,ale nie zwalniałem.Moje łapy zaczęły uderzać coraz silniej o podłoże,a ja zacząłem skupiać się na ich rytmie.Po chwili zobaczyłem przed jedną z łap wystający,niebieski minerał,prawdopodobnie szafir.
-Spadaj!Ja tu biegnę!-syknąłem,ale nie miałem zamiaru się zatrzymać.Skoro rozkruszyłem olbrzymi kamień,to powinno być pestką!Kopnąłem go,ale nie ruszył się z miejsca,Przy okazji ja potknąłem się o niego tylną łapą i wylądowałem na przedniej,która wygięła się pod bardzo dziwnym kątem.Pisnąłem,ale ciągle biegłem,choć cel nie zbliżał się ani trochę.Ból w łapie wzrastał,był paraliżujący,a jednocześnie orzeźwiający,jak zimna woda ze strumyka.Zobaczyłem,że po ścianach zaczyna spływać lepka krew,a jasna kropka poczęła chwać się pod jej nawałem.Skapywała i na łapy,kark,nos.Paliła mnie,wypalała miejsca na którym wylądowała do żywych mięśni.Bolało niemiłosiernie,zżerało mnie od zewnątrz,a jednocześnie wyżerało wnętrzności niczym wiertarka.Po chwili upadłem,a wokół mnie zaczęło pojawiać się coraz więcej krwi,mieniącej się wszystkimi kolorami tęczy.Robiło się coraz ciemniej,tonąłem.Jedyne co słyszałem,to cichy śpiew.Słodki,miękki,aksamitny.
Jedyne,co udało mi się powiedzieć resztkami sił,topiąc się w tej nieprawdopodobnej mazi,to:
-Riven..?
***
Ciągle słyszałem ten piękny głos.Śpiewający anioł.Ból rozprowadzał się po całej mojej głowie,wyrzucając wszystko z pamięci.Co robiłem wcześniej?Nic nie pamiętam,tak szczerze,to ostatnia rzecz,jaka przychodzi mi do głowy,to to,że zobaczyłem światło w tunelu pełnym kryształów.Otworzyłem powoli oczy.Wszystko było rozmazane,widziałem biały,niebieski i czarny kolor.Mrugnąłem kilka razy i wszystko zaczęło nabierać ostrości.Przede mną leżała Riven,za nią lodowy pejzaż.Spróbowałem wstać,ale zatrzymał mnie ostry ból w łapie.
-Nie wstawać.Masz skręconą łapę.-powiedziała spokojnie wadera kładąc mi łapę na karku.
-Co...co się stało?-jęknąłem i podniosłem głowę powoli.
-Miałeś...miałeś złudzenie.-powiedziała odwracając głowę.
-Coś ci zrobiłem?!-jęknąłem i szybko się podniosłem,ale znów ból zatrzymał mnie.
-Nie...nic się nie stało.Po prostu byłeś...agresywny.-powiedziała lekko się uśmiechając.
-Czy dotarliśmy...do tego światła?-szepnąłem.
-To światło...także było iluzją i...było trudno cię z tego wyciągnąć.-powiedziała powoli.Podniosłem wzrok.Za nią płynął mały strumyczek wody,a sklepienie było...lodowe?
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOfJuOW47zGP_CwnLudQY-V5DOZIICAnh-HTPtvT12N_zmIQ6DPWn2vtt0YFjWP_UYx9vyaNMEXKSzX55jk8Xc6ti1AnDT3VQ2-nprIt40z555YTh-rWSAv6O1JeQFZ1qW7LX5PXYkBoOx/s1600/jaskinia+nel.jpg
-Cieszę się...że żyję.-westchnąłem.-I znów zawdzięczam to tobie.-podniosłem się powoli z uśmiechem.Próbowałem jej nie pokazywać,jak bardzo przeszywa mnie ból z łapy.Podniosłem się jednak i leżałem już opierając się na zdrowych łapach.
-Pięknie śpiewasz.-powiedziałem po chwili,by przerwać ciszę.