Biegłam jak szalona na drugą stronę ignorując wołanie Mack'a. W pewnym momence coś mocno zcisnęło mnie za szyję, to byli ludze.
-Oj, nieładne, nieładnie pisie! - zaśmieł się syderczo jeden z ludzi.
-Catina! - wrzasną Mack i ugrusł go w noge.
-TY cho****y kundu! - wrzsną i kopną mocno mojego ukochanego Mack'a. Mack padł na ziemię i nie mógł wstać, bo miał złamaną łapę.
-Ciebie moja droga sprzedamy za grube tysiące, a ciebie kundu damy do laboratorium!
-Catina...nie... - poiedział ukochany resztkami sił. Nie migłam nic poradzić. Ludzie wzięli mnie i wsadzili do klatki, a Mack'a zostawili samego na pastwę losu. Ciężarówka odjechała i widziałam tylko na ziemi umierającego Mack'a. Łzy spływały mi po pysku. Nie mogłam przestać o nim myśleć: "Czy on umrze, czemu tak musi być!".
<Mack, proszę nie umeraj!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz