Spaceruję w ciszy przez las napawając się cichym śpiewem ptaków.
Od kiedy pamiętam kochałam lasy,choć to nie powinno być podobne do Wilka Pustyni.Szczególnie Białego Wilka Pustyni.One były od zawsze najbardziej zżyte z pustyniami.Jednak mnie ciekawiły inne miejsca,od samego szczeniaka.A moi rodzice nigdy nie pozwalali mi odchodzić od Górnej Skały w obawie przed chętnymi krwi wilkami.
Jednak zawsze byłam ciekawska.
Raz postanowiłam zlekceważyć rodziców,poznać inny świat.Byłam zachwycona tamtejszymi okrytymi liśćmi terenami.
Stare liście z poprzedniej jesieni leżały,wygrzewając się w promieniach słońca,a młoda,zielona trawa przeszkadzała im,wciskając się w ich miejsce.Przez szpary w łysych jeszcze gałęziach drzew pokrytych wspaniałymi,nowymi pączkami przedzierało się słońce opadające już do snu,tworząc różowopomarańczową poświatę wokół siebie.Nagle zawiał lekki wiatr bawiąc się ze słabymi drzewami,jakby kłaniającymi się mi.Zaśmiałam się i odwzajemniłam ukłon.Nagle ze wszystkich stron zaczął rozbrzmiewać ptasi śpiew.Zaczął się wieczorny koncert rozpoczęty wspaniałą uwerturą wiatru,a pierwsza scena należała do prestiżowego chóru wszelkich ptaków.Zaśmiałam się radośnie i zawtórowałam im.Chwilę potem usłyszałam szelest.Odskoczyłam do tyłu przerażona,a i ptaki ucichły.Zza najbliższych krzaków wyłonił się wilk.
Czarny wilk.Rzucił się wtedy na mnie,a ja uciekałam jak najszybciej mogłam,przebierając swymi młodymi łapkami.Schowałam się w norze,wilk nie zauważył,jak tam wchodzę.
Wyszłam pod koniec dnia,kierując się w stronę naszych gniazd na Górnej Skale.
Wtedy to zauważyłam.
Wtedy ICH zauważyłam.
Czarne wilki mordujące mą rodzinę.I inne Białe Wilki Pustyni.
Widziałam,jak krew mych rodziców rozbryzguje się po suchej ziemi i pojedynczych,żółtych kamieniach.
"Biegnij,biegnij,nie daj się zabić.Daj nam znak do dumy."
Ostatnie słowa matki.
"Biegnij,biegnij."
Cwałowałam przez pustynię słysząc pokrakiwanie czarnych kruków.Pamiętam,jak nie mogłam powstrzymać łez,krzyku i bólu w piersi.
"Nie daj się zabić."
Dusiłam się od własnych łez próbując złapać powietrze.
Brunatna krew własnego ojca.
We własnej watasze.
To była moja wina.
To ja uciekłam z gniazd pozbawiając rodziców nadziei i energii,sami dali się zabić.
Przeze mnie.
Przełykam ślinę.Nie mogę tak myśleć!Ruszam dalej,szukać miejsca,w którym spokojnie mogę osiąść,bez ciągłego strachu o życie.Odgarniam pobliskie krzaki,widzę łąkę.A na niej wilka.
Kulę uszy.Muszę się jednak przeciwstawić strachowi!Podnoszę łeb do góry,przełykam ślinę i ruszam.
Wtedy wilk się odwraca.
<Kto dokańcza?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz