Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś!

środa, 23 kwietnia 2014

Od Yume'go do Ametyst,czy też Floreen

W głowie mi huczało.Nie mogłem odróżnić prawdy od kłamstwa.Czy Ametyst jest morderczynią?Czy to wszystko dzieje się naprawdę?Jedyne,co pomogło mi wytrwać tą niewiedzę,to krzyk.Bólu,rozpaczy,bezsilności.Mogłem tylko krzyczeć,wyć,płakać.Nie potrafiłem powiedzieć,gdzie jestem,ani KIM jestem.
Kim jesteś?Jesteś nikim.Popaprańcem z pobliskiej wioski,nie masz nic do stracenia.
Czy moje serce bije,czy to tylko złudzenia?Nie potrafię zrozumieć.
Krwawa istoto.Wszystko cię boli,umierasz z bólu.Nie chciałbyś skrócić męki? 
Drzewo,zagajnik,las,puszcza.A w niej domek z gankiem.Będzie dobrze.Na bujanym fotelu siedzi kobieta.Jest uśmiechnięta.Jest spokojna,niczym poranna bryza.Będzie dobrze.
Wystarczy,że głębiej wepchniesz nóż wbity w twą pierś.Umrzesz szybko.
Robi coś na drutach.Jest niebiesko-złote,powiewa na wietrze.Czyj to sweter?Szeleszczą krzaki,staruszka się nie przejmuje.
Nie wolisz szybciej dostać się do swojej cholernej babuni?Wciśnij nóż.
Z krzaków wyłania się młody pies.Kobieta się uśmiecha,zwierzę podbiega.Na stoliku leży ubranie.
-Nie chcesz mleka?-szepce staruszka.Pies kręci przecząco głową i bierze lekko w pysk strój.Wraca do krzaków.Ma ujmujący,złoty kolor sierści z czarnymi i białymi odmianami.Skąd ja pamiętam tego wilka?
To TY debilu.Weź ten nóż do cholery,bo nie chcę się dłużej rozczulać nad twoimi marnymi wspomnieniami!
Zza krzaków wychodzi chłopiec.Krzyczy radośnie i biega wokół kobiety.Prawda a kłamstwo.Sen a jawa.Wspomnienie a wymysł.Co jest czym?
Nie chcesz?Sam to zrobię za ciebie.
Chłopczyk bierze do ręki sweter i zaczyna radośnie ganiać po polanie przed domem.Staruszka woła go.Miał imię,jak sen*...
CZY NAPRAWDĘ JESTEŚ AŻ TAKIM PRZYGŁUPEM?
Dzieciak rzuca się na kobietę przytulając ją mocno.
-Nie umrzesz babciu,prawda?-pyta ze łzami w oczach.Kobieta zamyślona potrząsa głową.
-Wytrzymamy to razem.
Stop filmu.Rozmazana biała plama.Straszy już chłopak siedzi na krześle.Wszędzie widać białe ściany,sufit,podłogę.Sterylnie czysto.Siedzi zmartwiony bawiąc się palcami.Zielone,puste oczy świdrują przestrzeń.Co chwilę przechodzi obok niego a to kobieta w szlafroku,a to starszy pan na wózku,młoda kobieta ubrana w czysto-biały uniform i zawieszonym stetoskopem.Nikt obok niego nie siedzi,jest samotny,chociaż w okół gwarno,głośno,pełno ludzi.Nagle zza przeciwległych drzwi wyłania się biała postać.Mężczyzna w średnim wieku poprawia okulary spadające na nos.Chłopak,podnosi się z oczami świecącymi nadzieją.Mężczyzna odchrząkuje,znów poprawia okulary i podnosi do siebie tabliczkę,którą trzyma w rękach.
Tak.Dobrze znasz zakończenie,marny szczurze.
-Obawiam się,że...-wzdycha doktor podchodząc do chłopaka.Ten zaciska pięści i szczękę.
-Nie.-szepcze sucho wbijając paznokcie w nogi,które przestały nerwowo podrygiwać.
-Przykro nam,ale...-zaczyna znów mężczyzna,ale chłopak nie słucha.Wstaje cicho i zbliża się do wyjścia.Nie słyszy pokrzykiwań człowieka za nim,rozpaczliwie wymachującego kartkami.Garbi się,marszczy brwi.
-Nie.-charczy i wychodzi z rozmachem zatrzaskując szklane drzwi.Znów urwanie filmu.Las,ciemny,cichy las.
Pod drzewem siedzi ten sam nastolatek.Po jego policzkach spływają łzy.Siedzi,trzymając kolana ramionami,gryzie materiał spodni kiwając się w przód i w tył,równomiernie,niczym metronom.
-Nie,nie,nie,nie...-szepce poddając się emocjom.
Właśnie,że tak.Nie ma już jej.nie ma już nic.
Czy tego chciał?Nie.A jednak wybrał życie z człowiekiem,kosztem wyrzucenia z watahy.nie wiedział,że tak to się skończy.Chciał dalej widzieć jej uśmiech,czuć zapach pieczonej szarlotki,zakładać za małe,wełniane sweterki robione przez nią na drutach.
-PO CHOLERĘ MI JĄ ODEBRAŁEŚ!-krzyczy w dal,wylewając jeszcze więcej łez.Ptaki z pobliskich drzew odlatują,dodając krzykowi basso trzepotu skrzydeł.Chłopak wstaje,furia rośnie.
Tak,tak.Furia jest dobra.Złość i nienawiść.
-JESTEŚ SZCZĘŚLIWY?!-walczy z emocjami rozpaczliwie.Opada wyczerpany na ziemię,zwijając się w kłębek.Powoli z jasnej czupryny zaczynają się wysuwać uszy.Po chwili nie ma już nigdzie człowieka,tylko wilk wtulony w drapiący pień drzewa.I wtedy postanowił.Nie będzie już nigdy miał do czynienia z ludźmi,nigdy już nie będzie człowiekiem.
Ach,to tak?Czyli nie jesteś zwykłym kundlem?!
Napisy końcowe.Reżyser,aktorzy.Ból w sercu.Mam jeszcze serce?
Masz,ale zaraz je stracisz!
Czy nie powinienem być radosny?Właśnie skończę życie.Może ją znajdę,gdzieś na górze.
-Nóż,powiadasz?-pytam ochryple nie otwierając oczu.
Tak!Tak!Wbij mocniej!
Najpierw otworzę oczy.Sprawia mi to ogromny ból,ale podnoszę powieki.Widzę szarpaninę,leżącą waderę,wokoło inne wilki.Patrzę się na dół.Narzędzie wbite prosto w pierś,zostało tylko kilka centymetrów,by całe ostrze się zagłębiło.Wokół mnie posłanie krwi,zaraz potem stół z trawy.Uśmiecham się.Nie muszę czuć więcej bólu.Koniec ze wszystkim.Próbuję podnieść łapę,kilka połamanych kości próbuje mnie powstrzymać,ale ciągnę w górę.Dotykam trzonu noża.Wpycham go lekko mocniej.Czy ja właśnie umieram?Czy umieranie jest miłe?Biorę jeden palec,dotykam opuszkiem drewnianej rączki.Jest ciepła od nadmiaru świeżej krwi.Śmieje się ochryple,na ile stać moje poszarpane struny głosowe.Kładę nacisk na nóż.Wbity do końca.Wcale nie czuję się lepiej,czy gorzej.Wtedy coś sobie przypominam.Floreen!Nie mogę jej opuścić!Mroczki zasłaniają mi oczy,opadam w ciemność,ruchome piaski,topiące mnie bagno.Jestem obezwładniony,nie potrafię nic zrobić.
-Floreen!Nie umrę bez ciebie!-krztuszę się zatapiając w ciemności.Kocham,kocham,kocham!Opadam lekko na miękkie dno,wszędzie jest ciemno.Czy to jest Raj?Nagle ktoś mną potrząsa.Chcę mu kazać przestać,odsunąć się,zostawić mnie w spokoju.Jeżeli nie mogę wrócić do Floreen,niech dadzą mi umrzeć w spokoju.
Dajcie mi umrzeć w spokoju.
<Ametyst?Flo? Fajnie by było,gdyby okazało się,że żyję xd>
_________________________________________________________________________________
*Yume z j.japońskiego oznacza w dosłowności "sen".

wtorek, 22 kwietnia 2014

Od Yume'go do Floreen-Dobry,czy też zły pomysł...i tak jest pomysłem

Fioletowy wilk obok mnie westchnął.
-I jeszcze inne,przeróżne rzeczy.-przewrócił się na bok.
-Jak..jak oni mogą?-warknąłem próbując przesunąć się do Flo, ale kraty zasłaniały moją ukochaną.Ludzie z szyderczym śmiechem wyszli zamykając drzwi.
-To nie będzie miłe.-szepnęła stara wadera na przeciwko nas,nad Elise.Miała wiele ran i zadrapań,jedno uch było prawie urwane,w wielu miejscach nie było sierści.
-To oni?-jęknęła przerażona Flo.Staruszka przytaknęła.Po chwili zaśmiała się ochryple.
-Nie wiedziałam,że dożyje tak marnego końca!
Nagle drzwi znów zaskrzypiały.Zacząłem warczeć i najeżać sierść.Nigdy nie ruszą mojej Riven!
-Cicho kundlu!-syknął jeden,rudy w okularach uderzając mnie w pysk.Siła pchnięcia rzuciła mnie na tylną ścianę.Na szczęście odsunęli się od nas.Zaczęli podchodzić do Elise.Szydzili z niej,kopali klatkę,co stworzyło zamęt,gdyż inne boksy wokół niej zaczęły się trząść.Wysoki mężczyzna,koło 40-stki uciszył wszystkich.
-Przecież wiecie,że to nie są zwykłe psy i wszystko rozumieją!-Odwrócił się w naszą stronę i wtedy zobaczyłem,że na twarzy ma szramę,przechodzącą od czoła do ramienia.Prawdopodobnie podrapał go wilk,gdyż było widać ślady po czterech pazurach.Dziewczyna z paskami na policzkach zaśmiała się.
-Oj,Yutaka,ty naprawdę wierzysz w te wszystkie bajki?-Błysnęła długimi pazurami.Było w niej coś kociego.Zwróciła się do siwej wadery i zobaczyłem,że z jej pleców wyrasta smukły,wiśniowy ogon.Z klatki obok mnie wydobył się cichy pomruk.
-Wyniki modyfikacji.Zbyt bardzo chciała upodobnić się do kota.
Faktycznie,jej fryzura ułożona była w dwa szpice podobne do uszu,kolor był identyczny,jak ten ogona.
-Są debilami.-westchnął niski,ale kobiecy głos z nade mnie.Kocica podeszła łagodnie do siwej wadery.Wsunęła cicho rękę pomiędzy kraty.Dotknęła małej kępki jej sierści przy gardle.Zaczęła przesuwać łagodnie palcami.Nagle ścisnęła je i wilk wydał gardłowy jęk.Wbiła mocniej pazury,staruszka zaczęła tracić powietrze.Popatrzyłem się przerażony na Riven.Siedziała w osłupieniu,ja tarzałem się w klatce,warcząc.
-Przestań!-ryknąłem.Słyszałem ciche pocharkiwanie starego wilka,traciła siły na łapanie oddechu.
-Anakei,przestań!-syknął długowłosy mężczyzna,w podobnym wieku,jak ten rudzielec.Dziewczyna zignorowała go i zacisnęła palce jeszcze mocniej.
-Anakei!-warknął Yutaka.
Po chwili kobieta wyjęła upstrzoną czerwonymi kropkami rękę i wadera opadła na ziemię.
-Nie lekceważ siły kota!-syknęła w stronę nieruszającego się ciała.Długowłosy chłopak złapał ją za rękę i razem wyszli.Po chwili ruszył za nimi rudzielec,a potem ten stary.Nastała cisza.Kompletnie nie wiedziałem,co zrobić!Nagle coś sobie przypomniałem.
-Riven!-wykrzyknąłem próbując ją dotknąć.
-Co się stało?-odwróciła się.Wyglądała na zmartwioną,po długim poszukiwaniu serca była i zmęczona.
-Pomyślałem,że skoro...-zaciąłem się.Czy ja dobrze pamiętam?-Skoro potrafisz zmienić się w człowieka,to możesz uciec!
-Masz rację!-wykrzyknęła.Od razu zrobiło mi się ciepło na sercu,że uśmiech gości na jej twarzy.Po chwili jednak znikł.
-A...co z tobą i...wszystkimi?-jęknęła wykonując gest otaczający wszystkie klatki.Nagle wszystkie wilki zaczęły energicznie tupotać nogami.
-O co chodzi?-spytałem zdezorientowany w powietrze.Wszystkie oczy zwróciły się na fioletowoczarnego basiora w klatce obok mnie.
-Jedyny nie straciłem przytomności,gdy mnie przewozili.-jęknął i wstał.-Klucze wiszą po lewej,nad klamką.
W moim sercu zaczęła gościć nadzieja.
-Jeżeli uda ci się wymknąć jako człowiek,będziesz mogła ukraść klucze,użyć mocy,aby obezwładnić wszystkich i otworzyć klatki!-powiedziałem uradowany.
Wszyscy patrzyli się na Riven,powietrze gęstniało od emocji.
<Flo?I jak,uratujesz nas? :P >

Od Ametyst do Yume'go

Stałam jak sparaliżowana. Dokąd uciec? Nie ma wyjścia. Nie ma ucieczki. Jeden z wilków ogłuszył Yume'go.
- Odwalicie się?! - wrzasnęłam.
- Nie. Nie, do puki nie załatwimy starych spraw. - warknął Hadithi.
- Jesteś starszy o pół roku, a ja jestem cała w ranach. Jak mam walczyć w tym stanie? - zapytałam zmęczonym głosem.
- Panie, ale czy  nie lepiej byłoby... - zaczął wilk stojący po lewej stronie Hadithiego.
- Milcz! - warknął Hadithi i najeżył sierść na karku.
- Lewa ręka? No to teraz nie masz prawej. - uśmiechnęłam się ze mściwą satysfakcją.
Oczy Hadithiego zajaśniały czerwienią, a mój umysł pogrążył się w mroku.
***
Stałam pośrodku wielkiej polany w Zakazanym Lesie. Było ciemno, no tak noc. Wyczułam wokół strach i ciemność. I wtedy to poczułam. Narastający ból w klatce piersiowej, przerażający chłód...
Z nieba zleciały nagle czerwone iskry, a po nich pojawił się Hadithi. Sam. Bez nikogo.
- Znowu się spotykamy - szepnął.
Cofnęłam się przerażona.
- Witaj Ametyst, jak widzisz, trochę się zmieniłem. - warknął, jak gdyby nigdy nic i zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać. - Chodź - powiedział ostro.
- Nigdzie nie pójdę! - krzyknęłam hardo i zaparłam się łapami.
- Ametyst, posłuszeństwo to cnota, której nauczę cię zanim zginiesz. - uśmiechnął się szyderczo. - Sair! - powiedział szybko, a ja nie mogłam nic zrobić, podeszłam bezwiednie i stanęłam naprzeciwko niego.
- A teraz po prostu cię zabiję - uśmiechnął się z obrzydliwą satysfakcją.
Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, ale na jego pysku ponownie wykwitł obrzydliwy uśmieszek.
- Mała obrzydliwa smarkula... - warknął na mnie.
- Zamknij się! - wrzasnęłam ze strachem.
Hadithi podszedł do mnie.
- To ma być pojedynek magiczny, a nie słowny Ametyst. - powiedział surowo. - Więc zaczynamy - cisnął we mnie kulą ognia.
Odskoczyłam szybko.
- Wygnaniec, morderca, tamtego dnia oboje straciliśmy wszystko, pamiętasz jeszcze? - Hadithi okrążał mnie warcząc.
- Nigdy nie zapomniałam największego błędu, który popełniłam! Każdego dnia żałuję, że nie udało mi się wtedy cię zabić. - wrzasnęłam i posłałam do niego srebrny krąg światła.
- A żałujesz zabicia Ders? Próbując coś udowodnić, postanowiłaś zabić i ją, choć nie była niczemu winna! - zaśmiał się.
- Zamknij się w końcu!!! - krzyknęłam na cały las.
- A więc zdychając zapamiętaj jej głos, gdy błagała o pomoc! - łapą zatoczył krąg, jak uprzednio ja, tyle że czerwony i cisnął we mnie.
Stanęłam na tylnych łapach, z zamiarem wywołania dusz z Doliny Śmierci. Hadithi zobaczył bliznę na mojej piersi, dotychczas niewidocznej nawet za dnia, ponieważ na piersi miałam gęste futro, lecz gdy promień światła przeleciał obok, rozświetlając mnie, nie dało się jej nie zauważyć.
- Aaa... Widzę że pamiątka sprzed lat pozostała. Liczę, że dzięki niej, nigdy nie zapomniałaś kim jesteś.
- Zamilcz!
Ale w tym momencie wróg postał jeszcze jeden okrąg magicznej mocy, który poharatał mi bok.
Upadłam ciężko na ziemię.
- P-pytałeś czy żałuję zabicia Ders. Tak żałuję, ale w oczach każdego stada byłam nikim. Chciałam udowodnić... - wycharczałam.
- To nie pora na twoje żale! - syknął. - Cokolwiek powiesz, nic to nie zmieni! To ty mordowałaś moje stado, to ty zabijałaś moją rodzinę, więc teraz ja będę niszczyć to co kochałaś! - uśmiechnął się szyderczo.
- Nie brałam w tym udziału! - łykałam łzy.
- Jesteś morderczynią? - rozległ się głos Yume'go.
- Nie jestem! - krzyknęłam przez łzy.
- Ależ jest - uśmiechnął się Hadithi. - Nie opowiadała wam jeszcze? - zapytał.
Rzucił się na niego. Może i wilczyca zrobiła mu wiele złego. Hadithi wyciągnął nóż i wbił mu w serce. Zobaczył mroczki przed oczami.
- Nikt - wysapał. - Nikt... nie... będzie... krzywdził... mojej watahy!!!
Yume z nożem w piersi, Hadithi coś wrzeszczy...
Spróbowałam wstać, ale Hadithi spojrzał na mnie zimno i przemienił się w widmowego człowieka.
- Leż sługo szatana - syknął wściekle. - Leimens!
Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch. Las rozpłynął mi się przed oczami i znikł, a w moim umyśle rozbrzmiewały jakieś głosy...
Miała pięć miesięcy, stała w TYM domu, a serce ściskał żal, ponieważ stała przed martwym koniem... Miała dziewięć miesięcy i patrzyła jak Hadithi zabija Wemę... Siedziała w zamkniętym pokoju i słuchałam jak za drzwiami dochodzi do mordu... Miała rok i siedziała z łańcuchami na szyi, a przed nią stała cała jej poprzednia wataha oskarżająca mnie o wymordowanie Stada Lśniącej Łzy... Walczyła z Ders... Człowiek zbliżał się mnie niej i konia z wyciągniętą strzelbą... Fred mnie całował...
Nie, powiedział jakiś głos w mojej głowie, kiedy wspomnienie Freda stało się wyraźne, nie będziesz tego oglądał, to jej osobista...
Poczułam ostry ból, tam gdzie widniała blizna w kształcie krzyżyka.
Hahidthi spojrzał na mnie, a po chwili znów był czarnym wilkiem.
Utkwił we mnie swoje czerwone oczy w których błyskała nienawiść.
- Wema - szepnął cicho.
Nienawiść burzyła się we mnie jak trucizna, nienawiść jakiej dotąd nie znałam. Po raz pierwszy w życiu zapragnęłam mieć przy sobie swoją moc, ale nie po to by się bronić, po to żeby zaatakować, żeby zabić...
Odwzajemniłam zimne spojrzenie.
I wtedy to usłyszałam. Byłą to pieśń nadziei i zrozumienia, radości i miłości... I chodź tylko raz w życiu słyszałam jak Wema śpiewa, rozpoznałam ten głos.
 Z nieba zleciał złoty pył, złota smuga, jakby wstęga... W mojej głowie kołowały myśli, czułam że zaraz pęknie mi czaszka, że nie wytrzymam tego bólu... Złoty pył uformował się w wilka i osiadł na ziemi. Siostra podeszłą do mnie i przemówiła miłym, ciepłym i miękkim głosem.
- No perder la esperanza hermana. - odwróciłą się do Hadithiego i spojrzała na niego. - Regresas
- Y que está de vuelta en el que debería estar! Para mi casa! - wkurzył się Hadithi.
- Już ci mówiłam - wycharczałam i podniosłam się z trudem, chwiałam się na nogach i zapewne wyglądałam żałośnie. - Ja NIE BRAŁAM W TYM UDZIAŁU! - aż zatrzęsłam się ze złości.
- Zamilcz! - szczeknął.
- NIE! JA NIE BRAŁAM W TYM UDZIAŁU, CZY TO JASNE?! BYŁAM ZAMKNIĘTA W POKOJU, W DOMU NA WZGÓRZU! - wrzeszczałam.
- Jak to? - odezwał się słabym głosem. - I mówisz to po tylu latach?! - podbiegł do mnie raptownie.
- TAK!!! TAK, MÓWIĘ TO PO STU TRZYDZIESTU TYSIĄCACH LAT! - krzyknęłam i popatrzyłam natychmiast na Yume'go.
Hadithi pchnął mnie na ziemię.
- Ty nędzna stara oszustko - wycedził. - Mam już cię dość. Mam dość twoich głupich pomysłów, mam dość twojej chorej miłości do koni i do tego pieprzonego miejsca! - warknął i momentalnie wgryzł mi się w szyję.
Nie protestowałam.
- Wemo zabierz mnie stąd - szepnęłam.
Przed oczami zrobiło mi się ciemno, nie miałam siły oddychać, to wszystko straciło sens... Gendavir przegrał, Wema miała rację... Zaczęłam tracić świadomość. Chciałam po prostu zasnąć... na zawsze...
Przegrałam i nie chciało mi się już próbować... Po prostu się poddałam i tyle...
I nagle poczułam jakby ktoś wrzucił mnie do jeziora w środku zimy. Obudziłam się i stwierdziłam że leżę na ziemi, a obok mnie Yume.
- Yume, obudź się... - szepnęłam mu do ucha, ale sama nie podniosłam się.
Wszyscy coś wołali... krzyki, błagania... Nie to tylko w mojej głowie... - myślałam nieprzytomnie.
Chwila! W MOJEJ GŁOWIE?!
Zerwałam się momentalnie, ale zaraz stanęłam jak wryta. Moja siostra... Przez mój mózg myśli galopowały jak mustangi na dzikiej prerii.
Usłyszałam krzyk Wemy i ten dzień stanął mi przed oczami. Zamknęłam oczy. 
- Nie! Nie oddawaj mnie tam! - krzyczałam.
Byłam mała, miałam dziewięć miesięcy
- Nie - odezwał się zimny głos.
Widziałam to wszystko wyraźnie, jakby było to zaledwie wczoraj...
- Pozwól mi wyjaśnić Ametyst, dlaczego nie będę tolerował twojej następnej pomyłki...
- Co ty robisz?! Co ty do diabła robisz?! - usłyszałam swój krzyk.
- Ascartez!
Pustą czerń wypełnił mój krzyk, mój krzyk sprzed kilku miesięcy... Teraz i moja starsza wersja zaczęła krzyczeć. Zaraz Hadithi mnie usłyszy, zarz rzuci zaklęcie...
Upadłam i usłyszałam jeszcze krzyk Yume'go, zanim zapadłam się w czerń.

< Yume? Lub ktoś inny? >

niedziela, 20 kwietnia 2014

Od Floreen do Yume'go - W ludzkiej niewoli

Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę.
-Tak!-Uśmiechnęłam się powstrzymując się od łez.Przytulił mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk. Wtedy przypomniałam sobie nasze wspólne chwile...
-Kocham cię Yume, kocham do końca... -Wyszeptałam odsuwając się.
-To co Flo? Huczne wesele? -Uśmiechnął się.
-Chodź do Catiny. Musimy jej powiedzieć.
Ruszyliśmy w stronę jaskini mojej siostry.
-Catina? -Zapytaliśmy jednocześnie.
-Flo! Co cię tak długo nie było!? Opowiadaj!
-My nie przyszliśmy w tej sprawie - zaczął Yume - chcemy ci tylko powiedzieć...
-Że jesteśmy parą. -Dokończyłam wypowiedź basiora.
-Wy parą? -Zaśmiała się bezczelnie -Ale wy nawet do siebie nie pasujecie!
Moja siostra teraz przegięła obraziła mnie i to co do niego czuje.
-Ty...Ty gn**u! -ryknęłam Catinie prosto w twarz i wybiegłam z jaskini.
Moje oczy przepełniały łzy "Jak moja siostra mogła tak powiedzieć!" krzyczałam w sobie. Biegłam, biegłam tak daleko jak moje łapy dadzą radę. Gdy byłam dość daleko od watahy zatrzymałam się. Nagle usłyszałam szelest i miałam wrażenie jak by ktoś mnie śledził. Obracałam się w koło, lekko spięta, ale gotowa do walki. Nagle zza krzaków wyskoczył Yume.
-Co tu robisz? - burknęłam pod nosem.
-Chyba: Co ty tu robisz?
-Sam wierz...
Basior nie zdążył mi odpowiedzieć, rzucili się na nas LUDZIE...
-Yume!
-Floreen!
Krzyczeliśmy do siebie. Ludzie założyli na kagańce i wstrzyknęli środek usypiający. Gdy już mdlałam włożyli nas do klatek.

***

Ocknęłam się w laboratorium.
-Yume? - powiedziałam ochryple.
Basior był w klatce obok. Szturchnęłam go parę razy.
-Floreen? Floreen! Nic ci nie jest! - przeraził się.
-Nie wiem, głowa mnie strasznie boli...
Chcieliśmy się przytulić, ale kraty dzielące nas nam nie pozwalały.
-Kocham cię Flo... - basior opuścił łeb.
Zapadła chwila ciszy. Rozejrzałam się po laboratorium, było tu dużo wilków, a jeden przyglądał mi się uważnie.
-Floreen? - zapytał nie znajomy wilk.
-Tak, z kąt znasz moje imię? - przyjrzałam się wilkowi - Elise?
-Flo!
-Elise! - krzyknęłam, ale chyba w nie właściwym momencie.
-Co my tu mamy! - zaśmiał się syderczo jeden z ludzi i pociągną mnie za ogon. Pisnęłam.
-Elise, co my tu robimy? - wyszeptałam.
-Jesteśmy w laboratorium. Będą na nas testować różne trutki na szczury - opuściła łeb.
-Trutki na szczury!? - pisnęłam.
-Ale to nie wszystko... - westchnął wilk z sąsiedniej klatki.
-Co jeszcze!?
<Yume?>


Wesołych Świąt!

Wesołych Świąt Wielkanocy!
Alfy

czwartek, 17 kwietnia 2014

chamsko się wpycham...

ale mam sprawdzić,czy posty działają.
Dżem ( Yume )

Od Yume'go do Ametyst

-Nic o niej nie wiem gnojku!-wrzasnąłem próbując ugryźć napastnika,ale byłem przyszpilony do ziemi.Czarny wilk zaśmiał się sucho.
-Takiś kłamczuszek?Nieładnie,oj nieładnie.-Zbliżył zaplamiony krwią nóż do mojego pyska.Zacząłem się szamotać.
-Pogorszysz sprawę.-warknęła Ametyst,już mdlejąca.
-A ty co,w nauczycielkę się bawisz?-warknął któryś z ochroniarzy Hadithiego.Podbiegł do wadery i wbił jej pazury w ramiona sycząc coś pod nosem.Widziałem,jak jego brwi z dużą ilością kolczyków marszczą się,a rozcięty na pół język wije wymawiając jakieś zaklęcie.Ametyst zaczęła się trząść i wyć z bólu.
-Daj spokój Eric.-powiedział po chwili stojący nade mną basior.Krew z ostrego noża zaczęła kapać mi na nos.Hadithi uśmiechnął się i zaczął kreślić nim wzory na moim policzku.Chciałem wyrwać się uciec,ból był nie do zniesienia.Jednak zacisnąłem zęby i leżałem w miejscu.Łzy napływały mi do oczu,nóż zbliżał się do szyi.Muszę się uratować,uratować Ametyst,wrócić do Riven.Wtedy wilk podniósł narzędzie i zaśmiał się szyderczo.
-Pięknie,pięknie.A teraz wyznasz mi,co wiesz o tej głupiej k**wie?
Zawrzało we mnie.Jak można tak nazywać waderę?Jak tak można nazywać kogokolwiek.
-Jest waderą.Ma na imię Ametyst i została złapana przez was razem ze mną.-wysyczałem.Słyszałem,jak gęsta krew z mojego policzka spada na ziemię.
-Myślisz,że jestem głupi?-ryknął i odsunął się ode mnie.Wreszcie mogłem wziąć pełny oddech.Napierając na mnie wielkimi łapami musiał złamać mi ze dwa żebra.To nie polepszało sprawy,ponieważ i tak źle mi się oddychało.
-Stań tam.-warknął pokazując na ścianę.Nie zdążyłem nic powiedzieć,bo jego pachołkowie,w tym Eric złapali mnie i zaciągnęli tam,gdzie chciał Hadithi.Basior wziął nóż do pyska.Zmrużyłem oczy.A więc tak umrę.Nie patrząc na moją Riven.Co to za śmierć,gdy umiera się jako poddaniec?Żadna.
-Kocham cię Riven.-szepnąłem.To dobre ostatnie słowa.Wtedy usłyszałem świt,piski wilków i poczułem niemiłosierny ból w uchu.Otworzyłem powieki.Ametyst stała,z krwawiącą raną obok leżących przeciwników.Musiała użyć jednej ze swych mocy.Spojrzałem w bok.Nóż nie ugodził mnie w głowę,ale uciął spory kawałek prawego ucha.Jęknąłem.
-Ruszaj się!-syknęła Ame i pobiegłem za nią.Cwałowaliśmy poprzez ciemne korytarze,pokryte od góry do dołu malunkami wilków.Nie były to zwykłe obrazki.Wilki,powyginane w konwulsjach,z wydartymi wnętrznościami,czy oderwaną głową od ciała.Wzdrygnąłem się.Kogo mogłyby interesować takie rzeczy?A no tak,Hadithiego.Wszędzie było czuć drażniący smród krwi i rozkładających się ciał.
-Czy to znaczy,że uciekamy?-szepnąłem po chwili do wadery.Byłem zdezorientowany bólem w żebrach i policzku.
-Raczej tak?-przewróciła oczami.Dotarliśmy do rozdroża.Ametyst wahała się przez chwilę.Mój wzrok zaczął szwankować.Co chwilę widziałem czarne plamy,zasłaniające wszystko przede mną.Choć,w pewnym sensie nie za bardzo chciałem to wszystko widzieć.
-Gdzie idziemy?-spytałem wadery mając na myśli drogę.Ona zwróciła się w prawo,to samo zrobiłem i ja.Nagle wpadliśmy na coś strasznego.
-Cholera!-wykrzyknęła Ametyst,zatrzymując się w porę,ale ja ślizgałem się jeszcze po wilgotnej posadzce usłanej kroplami zaschniętej krwi.Na szczęście zatrzymałem się tuż przed tym.Rozkładające się ciało wilka leżało tuż przed nami,wydając mało przyjazny zapach.Widziałem jego przepełnione strachem,blade oczy i roztrzaskaną szyję.Wyglądał,jak jeden z pomocników Hadithiego,jak ten,który pomógł Ericowi przygwoździć mnie do ściany.Jęknąłem cicho.
-Przeskoczymy.-powiedziała sucho Ametyst.Czy ona nie jest zdenerwowana widokiem CZEGOŚ TAKIEGO?Nie chciałem nic mówić,więc ruszyłem za nią i z wielkim bólem,i żeber i serca,przeskoczyłem nad ciałem.Po kilku minutach dotarliśmy do końca korytarza.Nic,ślepy zaułek.
-Nosz kur**!-ryknęła Ametyst tupiąc.Nagle usłyszeliśmy szyderczy śmiech za sobą.Zacząłem się trząść i zdenerwowany zobaczyłem za nami Hadithiego,a za nim masę innych,czarnych wilków.
-A...Ame...Ametyst?-szepnąłem klepiąc ją w plecy.-
-Witamy ponownie.-zaśmiał się basior.Poczułem mocne uderzenie w głowę.Tyle pamiętam.
<Ametyst?>

Bełkot Ame

No hej! Miałam napisać posta...
Blablabla
*KONIEC*

Od Ametyst do Yume'go

Biegłam przez las i nagle usłyszałam podejrzany dźwięk. Odwróciłam głowę.
- Cześć
- Cześć
Yume podszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie.
- Co robisz?
- Przygotowuję się.
- Jak to?
- Po prostu. Musze się przygotować psychicznie do szpiegowania.
- Kogo szpiegujesz? - Yume aż zachłysnął się powietrzem.
- Co? - spojrzałam na niego ze wściekłością. - Nie szpieguje nikogo z naszej watahy, jeżeli o to ci chodzi.
- A kogo? - spytał.
- Mack wysyła mnie na przeszpiegi. Ciebie i Riven nie było kilka dni, Catina się oszczeniła... Nie miał kto szpiegować po prostu... - spojrzałam na niego.
- Ale przecież jesteś wojowniczką.
- No bo... ja...- zagryzłam wargi. - jestem wszechstronna. Tak to można ująć. Tak, wiem, że dziwnie to brzmi. - zaśmiałam się sucho.
- Rozumiem - szybko mi przerwał. - Może pójść z tobą? Nie mam nic do roboty.
Skinęłam głową.
- Miło by było - mruknęłam.
- Twój pan mówi, przestań...* - usłyszałam nagle w mojej głowie głos.
Zamroczyło mnie, tak jakbym straciła przytomność. Jak przez mgłę widziałam Yume'go.
- Ame... Co ci jest?! - krzyknął i podbiegł do mnie.
- Czekałem na ciebie - powiedział głos.
- Nie! Zostaw mnie! Puść...! - zaczęłam odpływać.

***
Obudziłam się kilka godzin później i od razu rozejrzałam się po czymś, w czym byłam.
- Nie! Błagam tylko nie to! - wrzasnęłam i luknęłam na Yume, który leżał obok mnie na zimnej ziemi. - Yume obudź się! - szarpnęłam go mocno, ale z wyczuciem za ucho.
- Jeszcze chwilę, mamo... - mruknął sennym głosem i otworzył jedno oko.
Parsknęłam lekceważąco.
- Sorry - wstał speszony. - Gdzie jesteśmy? - spytał.
- W najgorszym koszmarze - jęknęłam.
- Jaśniej proszę - mruknął.
- Jesteśmy więźniami Hadithiego.
- A gdzie trafiają wilki przetrzymywane przez Hadithiego?
- A gdzie trafiają wilki przetrzymywane przez Hadithiego?! Do ciasnych klatek, ustawionych w małej przestrzeni obok siebie... Cóż, niezbyt godne warunki do życia, ale czego spodziewałeś się po lochach najbardziej sadystycznego rodu? - burknęłam. - Najpierw nas storturują, a potem wcisną do klatek! Czego ja dożyłam!
- Przestań histeryzować! - warknął Yume i podszedł do krat. Spróbował je przegryźć.
- Nie wysilaj się - mruknęłam.
W tym momencie do klatki wtargnęły cztery czarne wilki.
- Witajcie - uśmiechnął się jeden pogardliwie - Pan na was czeka.
Zaciągnęły nas siłą przed Hadithiego.
- Witam was - mruknął. - Wpadliście w samą porę, ponieważ nęka mnie dzisiaj od rana chęć małych tortur czy czegoś... innego. - szepnął i popatrzył na mnie przenikliwie.
Aż się wzdrygnęłam.
Podwładni Hadithiego związali nas linami i zaciągnęli do sali tortur.
Pan Śmierci (dosłownie) przybył do tego miejsca, aby się trochę zabawić i rozruszać stare kości. Ciągnął bardzo mocno, przez co nie mogłam prawie oddychać. Rozglądałam się po wnętrzu.
Na ścianie dużo ostrych rzeczy, brudno, zimno... Po środku znajduję się coś na kształt metalowej płyty... Nagle Hadithi pchnął mnie w jej kierunku.
Kur** mać - pomyślałam.
Próbowałam odwrócić się do niego przodem, co w końcu mi się udało. Wykorzystując okazję zmęczonym ruchem uderzyłam wilka w bark. Uśmiechnął się tylko.
- I co szczerzysz japę?!
- Jak nie będziesz grzeczna to założę ci kaganiec. Uwierz, to nic przyjemnego. - powiedział i przykuł mnie do ściany wielkimi łańcuchami.
- Od czego zaczniemy? - spytał uśmiechając się.
- Tak ci zabawnie? - wrzasnęłam, a raczej chciałam, ale wyszło z tego tylko ciche oskarżenie.
Szarpałam się, ale nie mogłam za nic dosięgnąć wilka. Ciało fizyczne przegrało...
- Ty po****** sku****** ! Czy mógłbyś łaskawie mnie wypuścić i zapomnieć o tej sprawie? - jęknęłam z bólu i dodałam - Naprawdę nie będziesz miał innych zajęć niż pilnowanie szczeniaków?
Próbowałam jeszcze raz się wyszarpnąć i zaatakować gnoja, ale nie miałam już siły... Zaczynałam przegrywać. A trzeba było grzać dupę na swoim terenie!
- Od******* się! - wrzasnęłam wściekła.
- O to się nie martw - rzekł i uśmiechnął się tajemniczo.
Wziął do pyska wielki nóż i wymalował mi na boku literę H.
Fuck
Zawyłam z bólu. Już całkiem opadłam z sił, poddała się katu... Jęknęłam wzdychając.
Spojrzałam żałosnym wzrokiem na zakneblowanego Yume'go.
- Durnie - zaczęłam się szamotać. Zrozumiałam, że nic nie zdziała. Że to koniec. Pozostało tylko oczekiwać na koniec tortur.
- A może ty masz jakiś pomysł jakby cię torturować? - spytał z uśmiechem szaleńca.
Kur**, mądry to ty nie jesteś
- Wpi***** mnie do lochów - burknęłam zrezygnowana.
- Czemu nie. Ale chyba najpierw zajmę się twoim znajomym. - mruknął i podszedł do Yume'go.
Leżałam wycieńczona na płycie i dyszałam ciężko. Hadithi przyszpilił Yume'go do ziemi i warknął:
- Powiedz mi wszystko, co o niej wiesz.
Przez chwilę przewalali się po ziemi. A ja odpłynęłam. Wszystko było zamglone. Jednak nie zemdlałam. Po prostu byłam wycieńczona.

Yume dokończysz?

wtorek, 15 kwietnia 2014

Informacje!

1.
Zawieszam watahę na czas nie określony (TYDZIEŃ).

2.
Zmiana nazwy z powodów technicznych.
Wataha Smoczej Krwi (WSk)
watahasmoczychłez.blogspot.com

3.
Remont!

Flo

Od Yume'go do Flo -Co z nami będzie?

Łzy napłynęły mi do oczu.Byłem taki przerażony,gdy Flo mnie nie poznała.Z jej rudobrązowej sierści skapywała woda.Ja też stałem się mokry przytulając się do niej.
-Wszystko jest dobrze.
Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie.
-Kocham cię jak nikt nikogo nie kochał.-szepnąłem i pocałowałem w nos,przez co ona zachichotała.
-Powinniśmy wracać.-szepnąłem patrząc się na niebo,które powoli zakrywała ciemna płachta.Wadera przytaknęła i ruszyliśmy.Nagle wpadłem na wspaniały pomysł.
-Poczekaj chwilkę.-powiedziałem i pocwałowałem w krzaków.Złapałem najpiękniejsze kwiaty i uplotłem z nich wianek.
-To dla ciebie.Wspaniała korona dla mojej ukochanej królowej.-położyłem łagodnie wiosenny prezent na głowie Flo.Ona się zaśmiała i liznęła mnie po policzku.jako,że przez burzę oddaliliśmy się od watahy,tak teraz widzieliśmy spomiędzy krzaków jaskinię Alf.Odwróciłem sie w stronę wadery i przytrzymałem ją łapą.
-Flo.-westchnąłem i zaczęła trząść mi się noga.-Kocham cię najbardziej na świecie i chcę,abyś zrozumiała,że będę za tobą łaził do końca mego życia.
Ona się zaśmiała,ale ja wcale nie skończyłem.
-Możesz nie wiedzieć,ale w moich rodzinnych stronach każda para,która była pewna wzajemnej miłości do siebie organizowała tak zwany ślub.Czy mógłbym być tak zaszczycony i otrzymać od ciebie odpowiedź:Czy zechciałabyś zostać moją waderą na dobre i na złe,czy zechciałabyś,abyśmy urządzili ślub?
<Flo?>

Od Floreen do Yume'go -Trans Burzy

Byłam szczęśliwa jak nigdy. Patrzyłam wciąż na basiora. Nagle na mój nos spadła kropelka.
-Zaczyna kropić - powiedział Yume.
Niebo zasłoniło się chmurami. To już nie był deszczyk, ale ulewa. Nagle na niebie zobaczyłam światełko i gapiłam się w nie.
-Flo! -krzyczał basior, ale ja się nie ruszyłam wpatrywałam się w niebo.
Coś kazało mi iść w stronę światła. Rozłożyłam swoje czarne skrzydła i poderwałam się do lotu.
W sobie ciągle krzyczałam "Yume, pomocy!", ale moje ciało chciało czego innego.
Parę minut później rozpętała się burza. Miotało mną, ale nadal leciałam. Nagle trafił we mnie piorun. Zaczęłam opadać na ziemię.

***

Zaczęłam powoli otwierać oczy.
-Flo! -krzykną szczęśliwy basior przytulając mnie.
-Łapy przecz ode mnie i jaka Riven?!
-Floreen... Ty mnie nie pamiętasz? - z oka Yume'go poleciała łza.
Potrząsnęłam głową i od tknęłam się z transu.
-Yume? Yume!
-Flo! -krzykną uradowany i przytulił mnie.
-Kocham cię... -wyszeptałam opierając się o ramie basiora.
Uśmiechną się.
<Yume? Sorki, że nie pisałam, ale nie miałam czasu :)>

czwartek, 10 kwietnia 2014

Od Yume'go do Riven -"Co za gnojek z tego czasu.Wszystko psuje."

Zaskoczyło mnie to szybkie wyznanie wadery.W pewnym sensie czułem się potwornie.Tutaj?Takie wyznanie?Wokół zabitych poczwar?
-Riven...-zaciąłem się.W środku siebie krzyczałem z radości,skakałem,płakałem ze szczęścia,ale jak pokazać tą mocną emocję,by nie zrazić alfy,a poza tym...po prostu Riven.
-Na zawsze?-spytałem cicho zbliżając się do białej wadery.
-Na zawsze.-szepnęła z nieśmiałym uśmiechem.Moje oczy powiększyły się i poczułem mokre łzy w ich kącikach.
-Riven.Czy zechciałabyś zostać ze mną razem,na zawsze?
-Na zawsze.-powiedziała wtulając się w moją szybko opadającą pierś.Wcisnąłem głowę w jej kark i trochę staliśmy tak złączeni.Słyszałem,jak pochlipuje,mam nadzieję,że ze szczęścia.Odsunąłem się zdziwiony.
-Wszystko dobrze?-pogłaskałem ją czule po pysku.Przytaknęła i pociągnęła nosem.
-Cieszę się,że tu jesteś.Bez ciebie moje życie nie byłoby takie samo.
Zarumieniłem się i zrobiłem coś niezwykłego nie myśląc o konsekwencjach.Polizałem waderę po policzku,a ona po chwili odwdzięczyła pocałunek.Po moich plecach przeszedł dreszcz,ale miły dreszcz.Rozgrzewający,nawołujący do walki,dodający energii.
-Kocham cię Riven.Od zawsze i na zawsze.-szepnąłem.
***
Wracaliśmy wesoło rozmawiając przez las prowadzący do terenów naszej watahy.Czasami przewinął się jakiś pocałunek,przytulenie;co chwilę było słychać perlisty śmiech roznoszący się po lesie.
-Znasz jakąś poezję?-spytała Riven,a ja podniosłem znacząco brwi.-Lubię poezję i pieśni.-wytłumaczyła z lekkim uśmiechem.Nabrałem duży oddech i wczułem się w to,co mówiłem.
-"Marmur i książąt posągi złocone
Krócej żyć będą niż ten wiersz potężny
I jaśniej zalśnisz w me rymy wprawiony
Niż klejnot,który czas wreszcie zwycięży."
-Piękne.-zachwyciła się Riven.-Czyje to?
-Szekspira.Bardzo lubię ten utwór.-zarumieniłem się.
-Nawet nie chodzi o autora,tylko o recytatora.-szepnęła,a ja wtuliłem się w jej miękką sierść.
-Masz ochotę coś zjeść?-podjąłem po chwili,gdyż zaczęło mi burczeć w brzuchu.
-W tak romantycznej chwili?-spytała lekko...zawiedziona?-No dobrze,ale jednak nie jedliśmy kilka dni.
-Jestem zwykłym wilkiem,mam prawo być głodny!-jęknąłem próbując zatrzymać cwałującą waderę.PO chwili zatrzymała się przed polaną,zginając się w pół w krzakach.Na pustej powierzchni pasła się młoda łania.Nastroszyła uszy,ale bardzo nie przejęła się tym,że zobaczyła wystające,zbyt wielkie jak na wilka końcówki mych uszu.
-Atakujemy za 3...2...-szepnęła,ale nie dokończyła,ponieważ ofiara zobaczyła ruch w krzakach i uciekła w popłochu.
-Niech to szlag!-syknąłem i ruszyłem za ofiarą,a Riven do mnie dołączyła.P o chwili złapałem zębami łapę łani,zrywając któryś z mięśni,przez co zwolnił się jej bieg.Po chwili usłyszałem bojowy krzyk i wadera rzuciła się na kark wciskając ostre zęby w ofiarę i tworząc wokół siebie małą fontannę krwi.Ja rzuciłem się na gardło charczącego zwierzęcia,tak,by przeciążyć ją,by upadła.Po chwili zwierzę leżało i machało kopytami próbując uciec,ale Riven stała obok niej i coraz mocniej zaciskała zęby na gardle.Po chwili łania skończyła swój pośmiertny taniec i rzuciłem się na posiłek.
-Naprawdę byłeś głody.-powiedziała po przełknięciu pierwszego kęsa.
-Przepraszam.-bełkotałem z pełnym pyskiem.
***
Dochodziliśmy już do jaskiń Alf i nagle się zatrzymałem.
-Co powiemy...wszystkim?-szepnąłem patrząc się w jej dwukolorowe oczy.
-A jak myślisz?-zaśmiała się.Wtuliłem się w jej sierść,a po chwili nieśmiale pocałowałem w policzek.
Poszliśmy krok w krok razem,obok siebie do jaskiń Alf.
<Riv?>

Yume otworzył róg obfitości!

1.

Szmaragd

Od Riven do Yume'go -Moje serce bije nie tylko dla mnie...

Biegłam. Na niebie słońce już zachodziło. Byłam tuż nad jeziorkiem, nagle w oddali zauważyłam sylwetkę wilka.
-Yume? To ty? -Pobiegłam w stronę wilka.
To nie był on, ale jego klon. W końcu to labirynt śmierci, tu się dzieją straszne rzeczy.
-O, Yume jak dobrze, że to ty! -Chciałam przytulić basiora, ale on się odwrócił i na mnie zawarczał.
Nagle zauważyłam kolejnego Yume'go.
-Riven! Uważaj! -Krzykną prawdziwy Yume -To jest demon!
Nagle Yume-Demon (:P) zaczął się zmieniać w demona.
-Witaj ponownie się spotykamy! -Sykną w stronę Yume'go.
-Yume! -Krzyknęłam -Za mną!
Basior ominą demona i popędziliśmy w stronę mojego serca. Mniej więcej wiem gdzie się znajduje. Te stworzenie goniło nas dość długo, ale zgubiliśmy je, może...

***

-Yume! -Krzyknęłam- Moje serce!
Ogniste serce zamknięte w gablocie.
-Yume, musimy zbić te gablotę. -Powiedziałam stanowczo.
Nagle -Trzask!- i po gablocie. Stałam nad moim sercem. Z niego wychodziły smugi które trafiały we mnie, jedna po drugiej. W pewnej chwili jak moje serce weszło we mnie zaczęłam płonąć miłością.
-Riven! -Wrzasną basior które się przestraszył ci się ze mną dzieje.
Nagle ogień zgasł i spod ognia wyłoniłam się ja.
-Riven, to ty...
-We własnej osobie -Zaśmiałam się.
Nagle pojawił się demon, ale nie sam towarzyszył mu duch, duch wyklętego Boga, Iatchi'ego.
-Itachi! -Wrzasnęłam panicznie. 
-Riven, no gratuluje! Zabiłaś mnie! -Sykną w moją stronę.
-Zostaw ją! Ty potworze! -Krzykną Yume i staną w mojej obronie. 
-O twój kolega przyszedł! -Zaśmiały się syderczo demony. 
-Zaczekaj, nic nie rób. -Szepnęłam do basiora. -Zmienię się w demona, a ty chcesz?
-Jasne! Będzie super! -Odszepną basior.
-Chcesz? Masz!
Zmieniłam się w demona. Popatrzyłam na Yume'go i on się zaraz zmienił.
-Co!? -Zdziwiły się demony.
-Yume, ty dawaj na tego demona, a ja na ducha Itachi'ego. -Powiedziałam stanowczo do basiora.

***

Demon już leżał nieżywy. Itachi chciał mnie zepchnąć z urwiska. Czułam, że gruntu pod łapami zaczyna ubywać. Nagle to był już koniec, spadłam. W powietrzu zmieniła się w siebie. Poczułam, że żyję, że jestem w czyimś objęciu.
-Yume? -Zapytałam odwracając głowę w jego stronę.
Yume trzymał mnie w ramionach.
-Żyjesz? -Powiedział w nieco niezręcznej sytuacji.
Objęłam go za szyję i powiedziałam:
-Dziękuje...
Coś mnie w sercu nachodziło by go pocałować. Moje serce chciało kochać, kochać kogoś do końca życia, a tym kimś był Yume.
-Yume... Ja ci chcę powiedzieć, no wiesz... -Wzięłam głęboki oddech- Kocham cię i chcę cię kochać do końca życia... -Zaczerwieniłam się lekko. Strasznie chciałam być z nim i z nikim więcej. Patrzyłam z nadzieją mu w oczy i czekałam na jego ruch.
<Yumeś? I cio, będziemy? :3>


Od Yume'go do Riven -Labirynt Początku i Końca

Zacząłem ruszać wcześniej ranną łapą,ale ruch nie sprawiał już bólu,a wszystkie kości były na miejscu.
-Łał!-westchnąłem zdziwiony.Riven uśmiechnęła się i ruszyła w lewo.Po chwili stanąłem obok niej.Zobaczyliśmy rozdroże.Trzy uliczki.
-Co tu wybrać?-szepnąłem bardziej do siebie,a po chwili ziemia pod nami zatrzęsła się.Wbiłem pazury w podłoże.
-Co się dzieje?-wykrzyknąłem sparaliżowany spoglądając na waderę.
-Trzymaj się!-odkrzyknęła i schyliła się.Zrobiłem to samo.Po chili między nami zaczęła się wysuwać ściana.
-Riven!-wykrzyknąłem przerażony.Jeżeli stracę ja z wzroku,mogę jej nigdy nie znaleźć!
-Yume!-odkrzyknęła panicznie,a mur piął się coraz wyżej i wyżej.Był to dość szybki proces,więc nie zdążyłem nic zrobić.
-Jesteś?-wycharczałem,gdy ziemia przestała tańczyć.
-Tak.-szepnęła i usłyszałem,że opiera się o ścianę.-Co teraz?
Zamyśliłem się.
-Może....spróbujmy dotrzeć do środka i,gdy słońce zacznie zachodzić,spotkajmy się tutaj.
-Musimy to miejsce jakoś zaznaczyć.-powiedziała.-Nie chodzi o kolor...bardziej...o zapach.Nagle wpadłem na pomysł.
-Przecież jest tu to jeziorko uzdrowienia!
-Przepołowione przez tą ścianę.-syknęła.
-Ale czuć dobrze zapach!-argumentowałem.Można było wyczuć korzenną,lekko morską,różaną woń.
-Dobrze.-westchnęła.-Ale spotykamy się tu wieczorem.
-Jasne!-wykrzyknąłem i pobiegłem przed siebie,by jak najprędzej znaleźć serce Riven.
***
Opadałem ze zmęczenia.Biegłem jakieś trzy godziny!
-Za jakąś godzinę słońce zgaśnie.-szepnąłem do siebie.-Pora wracać.
Pocwałowałem w stronę słabego zapachu jeziora.Nagle przede mną pojawił się las.
-Nie ma co,trzeba wejść.-westchnąłem i postawiłem łapę między krzakami.Powoli wpełzłem do całkowicie ciemnego zagajnika.Było cicho i całkowicie ciemno.Nagle usłyszałem szmer za sobą.Wyprostowałem się i nastawiłem uszy.
-Chyba się przesłyszałem.-powiedziałem podejrzanie.Stawiałem powoli łapy,by trafić w zgniłą i suchą,żółtą trawę,a nie w kamyki i dziury.Usłyszałem szept tuż za mną.przełknąłem przerażony ślinę i odwróciłem się bardzo powoli.Za mną stała postać w cieniu.
Słyszałem,jak dyszy.Śmieje się w duchu.Zaraz mnie zabije.Jest szczęśliwa.To demon.
-Kim jesteś?-warknąłem w stronę cienia.
-Nie boisz się mnie?-syknął,a głos miał niczym przejeżdżanie pazurem po tablicy.
-Ponawiam pytanie.-powiedziałem stanowczo.Cokolwiek to jest,mogę to zabić.Riven mnie tego nauczyła.
-Jestem strachem,koszmarem,plagą i śmiercią.-powiedziało śmiejąc się gorzko.-Twoją śmiercią.
Potwór wysunął się z cienia.Cały bordowy,wysoki na dwa metry.Miał wielkie łapy z ogromnymi pazurami koloru kości słoniowej,długi ogon z ostrzem na końcu i uszy zakończone kolcami.Z pół otwartego pyska leciała ślina,a oczy....oczodoły były czarne,a pod nimi łzy tego samego koloru.Pysk wygięty był w grymasie,natomiast za końcówką ust wychodził wyryty uśmiech.Nie był to obrazek,czy malarska kreska.Wyryte długim paznokciem.Zwierzę było chude,miało wystające kości i żebra.
-Posilę się wreszcie...-wysyczało i rzuciło się w mą stronę.Bez namysłu pocwałowałem przed siebie.Potykałem się o kamienie,dziury,zwierzęta,ale biegłem dalej.Wciąż za sobą słyszałem charczący oddech potwora.Wreszcie dobiegłem do skraju lasu.Nie przerwałem,dopóki zdyszany nie dotarłem do jeziorka.Poczwara mnie już nie goniła.
-Riven?-spytałem dysząc.-Czy ty też spotkałaś taki koszmar?
Odpowiedziała mi cisza.
<Riv?>

środa, 9 kwietnia 2014

Od Riven do Yume'go -Labirynt śmierci czli droga w nieznane

-Dziękuje... -Na moich policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
Przytuliłam basiora. Popatrzyłam, że basior trzyma się na łapę.
-Czy cię to boli?
-Nie, to tylko troskę. -Basior próbował ukryć ból.
-Pokarz to. -Zaczęłam oglądać mu łapę.-Uuu, wygląda to strasznie. Ty krwawisz... Yume jeśli możesz to podejdź do tego strumyka. -Obmyłam mu ranę. -Jest zwichnięta i co teraz? -Położyłam się na kamieniach.
-Ja...Przepraszam... -Basior opuścił łeb.
-Nie, nie przepraszaj. To nie twoja wina, jakaś siła nadprzyrodzona tobą zawładnęła. Siła nadprzyrodzona? Coś tu nie gra. Od kąt wyruszyliśmy to dzieją się dziwne rzeczy, ta trawa, demony, ty. Tak jak by ktoś wiedział gdzie idziemy i próbował nam przeszkodzić, ale kto?
-Coś takiego mają tylko bogowie i demony, nie?
-Tak, ale to może być tylko jeden, Itachi! - Jęknęłam z przerażeniem.
-A co jeśli on żyję?! -Krzykną basior.
-Nie, ja go zabiłam, ale ruszajmy dalej. Lepiej już?
-Tak, chodź.
 Ruszyliśmy w dalszą drogę. Dalej idąc w tunelu bez końca. Nagle zauważyłam światło, to było wyjście.
-Riv masz nadzieję, że to nie złudzenie?
-Nie na pewno, nie złudzenie. -Powiedziałam uśmiechając się w stronę basiora.
Parę minut później znaleźliśmy się w labiryncie.
-Gdzie jesteśmy? -Zapytał basior
-W labiryncie śmierci, na jego końcu jest moje serce! -Krzyknęłam szczęśliwa. -I jeszcze jedno, jak pamiętam to zaraz jest jeziorko uzdrowienia napijesz się jego wody i będziesz zdrowy!
-Na co czekamy! Ruszamy! -Krzyknę basior i poszliśmy w głębię labiryntu.

***

-Zobacz! jeziorko! -Krzykną uradowany i podbiegł się napić. Nagle stał się cud uzdrowienia, łapa Yume'go była jak nowa :P.
<Yume? Napisz jak idziemy przez labirynt, a resztę zostaw mnie :)>

OD Yume'go do Riven -Niekończąca się gonitwa życia i śmierci oraz iluzja wycieńczenia

Pocwałowałem w stronę blasku nie myśląc o konsekwencjach.
-Yume!-wykrzyknął aksamity głos,ale ja nie słuchałem.Coś mnie ciągnęło do tego światła z przodu.Biegłem i biegłem,ale ten męczący ruch nie miał końca.Dyszałem już ciężko,ale cel nie zbliżył się na ani centymetr.
-Muszę...się...tam dostać!-wykrzyknąłem dyszącym głosem.Nie mogłem się zatrzymać,coś...pchało mnie tam.
-Yume!-wykrzyknął znowu głos,ale to mnie nie obchodziło.W mojej głowie rodziła się nadzieja,że dotrę tam.Do światła.
-Co się z tobą dzieje?Zatrzymaj się!
-Nie mogę!-ryknąłem agresywnie i przyspieszyłem tempo.Muszę się tam dostać!Nagle przede mną pojawiła się ogromna skała,zasłaniająca lekko światło i torująca mi drogę.
-Odsuń się!-wykrzyknąłem i nawet się nie zatrzymałem.Zaszarżowałem na kamień,który rozbił się na maleńkie kawałeczki.Słyszałem tupot za sobą,tupot czyichś łap.Nie obchodziło mnie kto,kto mnie śledzi,chodziło mi o to,żebym pierwszy dostał się do tego błyszczącego raju.Moje wargi zaczęły się podnosić,a z gardła zaczął wychodzić obcy mi pomruk.Łapy prawie nie dotykały podłoża,opuszki,poharatane wszelkimi kamieniami latały w powietrzu.
-Ja pierwszy dotrę do raju!-warknąłem opętańczo i kłapnąłem kłami w powietrzu.Nie widziałem nic,oprócz błyszczącego,ratującego mnie światła przede mną.
-Zatrzymaj się!-usłyszałem stanowczy głos za mną.
-Nie!-warknąłem ostro i kłapnąłem zębami w stronę głosu.-Nikt nie będzie mi mówił,co mam robić!-przyspieszyłem.Traciłem już powoli siły,ale nie zwalniałem.Moje łapy zaczęły uderzać coraz silniej o podłoże,a ja zacząłem skupiać się na ich rytmie.Po chwili zobaczyłem przed jedną z łap wystający,niebieski minerał,prawdopodobnie szafir.
-Spadaj!Ja tu biegnę!-syknąłem,ale nie miałem zamiaru się zatrzymać.Skoro rozkruszyłem olbrzymi kamień,to powinno być pestką!Kopnąłem go,ale nie ruszył się z miejsca,Przy okazji ja potknąłem się o niego tylną łapą i wylądowałem na przedniej,która wygięła się pod bardzo dziwnym kątem.Pisnąłem,ale ciągle biegłem,choć cel nie zbliżał się ani trochę.Ból w łapie wzrastał,był paraliżujący,a jednocześnie orzeźwiający,jak zimna woda ze strumyka.Zobaczyłem,że po ścianach zaczyna spływać lepka krew,a jasna kropka poczęła chwać się pod jej nawałem.Skapywała i na łapy,kark,nos.Paliła mnie,wypalała miejsca na którym wylądowała do żywych mięśni.Bolało niemiłosiernie,zżerało mnie od zewnątrz,a jednocześnie wyżerało wnętrzności niczym wiertarka.Po chwili upadłem,a wokół mnie zaczęło pojawiać się coraz więcej krwi,mieniącej się wszystkimi kolorami tęczy.Robiło się coraz ciemniej,tonąłem.Jedyne co słyszałem,to cichy śpiew.Słodki,miękki,aksamitny.
Jedyne,co udało mi się powiedzieć resztkami sił,topiąc się w tej nieprawdopodobnej mazi,to:
-Riven..?
***
Ciągle słyszałem ten piękny głos.Śpiewający anioł.Ból rozprowadzał się po całej mojej głowie,wyrzucając wszystko z pamięci.Co robiłem wcześniej?Nic nie pamiętam,tak szczerze,to ostatnia rzecz,jaka przychodzi mi do głowy,to to,że zobaczyłem światło w tunelu pełnym kryształów.Otworzyłem powoli oczy.Wszystko było rozmazane,widziałem biały,niebieski i czarny kolor.Mrugnąłem kilka razy i wszystko zaczęło nabierać ostrości.Przede mną leżała Riven,za nią lodowy pejzaż.Spróbowałem wstać,ale zatrzymał mnie ostry ból w łapie.
-Nie wstawać.Masz skręconą łapę.-powiedziała spokojnie wadera kładąc mi łapę na karku.
-Co...co się stało?-jęknąłem i podniosłem głowę powoli.
-Miałeś...miałeś złudzenie.-powiedziała odwracając głowę.
-Coś ci zrobiłem?!-jęknąłem i szybko się podniosłem,ale znów ból zatrzymał mnie.
-Nie...nic się nie stało.Po prostu byłeś...agresywny.-powiedziała lekko się uśmiechając.
-Czy dotarliśmy...do tego światła?-szepnąłem.
-To światło...także było iluzją i...było trudno cię z tego wyciągnąć.-powiedziała powoli.Podniosłem wzrok.Za nią płynął mały strumyczek wody,a sklepienie było...lodowe?
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOfJuOW47zGP_CwnLudQY-V5DOZIICAnh-HTPtvT12N_zmIQ6DPWn2vtt0YFjWP_UYx9vyaNMEXKSzX55jk8Xc6ti1AnDT3VQ2-nprIt40z555YTh-rWSAv6O1JeQFZ1qW7LX5PXYkBoOx/s1600/jaskinia+nel.jpg
-Cieszę się...że żyję.-westchnąłem.-I znów zawdzięczam to tobie.-podniosłem się powoli z uśmiechem.Próbowałem jej nie pokazywać,jak bardzo przeszywa mnie ból z łapy.Podniosłem się jednak i leżałem już opierając się na zdrowych łapach.
-Pięknie śpiewasz.-powiedziałem po chwili,by przerwać ciszę.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Uwaga!

Proszę wysyłać opowiadana mi na Doggi lub Howrse, a wilków na razie nie! SORRY
Potrwa to 2 dni.
Riven
Menu naprawione!

Ametyst otworzyła 3 rogi obfitości!

1.
Eliksir zmiany imienia:


2.
Ametyst


3.
500 WD

Catina urodziła szczenięta!

Padme, Muza i Ben!
Gratulujemy!

Wybory na Miss Wiosny i Najprzystojniejszego basiora wiosny!

 Miss wiosny
Nudzi mi się to przygotowałam Ankietę pt. Miss Wiosny. Polega to na tym, że tylko basiory wybierają najpiękniejszą waderę (My Riv i Cat też bierzemy udział).

Najprzystojniejszy basior wiosny
Oraz jest ankieta dla basiorów w której tylko wadery głosują.

Pozdro Riv

Od Riven do Yume'go -Droga do labiryntu Śmierci

-Tak możemy, ale oni są więksi i silniejsi od nas, ale maja jeden minus nie widzą w ciemności. Musimy przetrwać, aż zapadnie noc. -Powiedziałam stanowczo.
-Demony, czy co kol wiek to jest nie widzą w ciemnościach? -Zrobił dziwną minę.
-Nie wszystkie, tylko te akurat.
Yume oparł się o ścianę. Nagle usłyszałam spadające kamienie.
-Yume, znalazłeś skrót! -Ucieszyłam się. On przytakną.
Weszłam, a on za mną. Byliśmy w pod ziemiach watahy.
-Zaraz będzie koniec terenów watahy. -Powiedziałam rozglądając się po nazwijmy ją "jaskinią".
Było słychać echo naszego tupotu. Jaskinia była cała z szafiru:

W podłodze odbijał się sufit i można go pomylić ze stalagmitami i stalaktytami. W pewnym momencie zobaczyłam małe przejście:

-Ciekawe do kąt prowadzi? -Powiedział Yume.
-Nie wiem, ale chodź. -Powiedziałam niepewnie.
Woda w korytarzyku kapała z góry na dół, na moją i jego sierść. Moje łapy się topiły we wodzie. Nagle zobaczyłam światełko.
-Yume patrz... -Nie zdążyłam dokończyć, bo i basior je zauważył.
-Światełko! -Krzykną.
<Yume? Jak pewnie widzisz zmieniłam wygląd, ale nie pisz o nowym tylko o starym, bo nowy jest jak odzyskamy moje serce>

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Od Yume'go do Riven

-Dobrze.-powiedziałem nerwowo i próbowałem nie spoglądać w dół.Czy wspominałem,jak bardzo boję się wysokości?Zacząłem szczękać zębami,ale nie umiałem tego powstrzymać.Nie patrz w dół!Nie patrz w dół!Zamknąłem oczy i po chwili dotykałem już łapami podłoża.Otworzyłem powoli powieki zagryzając wargę.Przede mną stała Riven z pytającym spojrzeniem.
-Ja tylko...po prostu boje się wysokości.-rzuciłem zdenerwowany.Ona przytaknęła.
-Ruszajmy,one mogą być ciągle za nami.-powiedziała przygotowując się do biegu.Przytaknąłem i ruszyłem za nią.Zauważyłem po chwili,że jesteśmy dość daleko od naszego wcześniejszego położenia.Byliśmy po drugiej stronie polany,przyćmieni już wielkimi konarami drzew.Znów byliśmy w lesie.
-Tak szczerze....to co to było?-powiedziałem nie pewnie po chwili.Nie zdążyłem przyjrzeć się wtedy przeciwnikom,ale byli jakby...cieniami,ale jednocześnie wilkami.Ogromnymi stworami.
-Prawdopodobnie posłańcy Demona.-powiedziała szybko w biegu koncentrując się na panoramie przed nami.
-Demona?-jęknąłem,ale nie zwolniłem.Czyżby żył?Ten potwór,którego zabiła Riven,wtedy,gdy jeszcze byłem niewidomy?
-Czy...myślisz,że on żyje?-powiedziałem cicho,a ostatnie słowa wręcz podeszły do pisku.
-Kto?Itachi?-zatrzymała się zdziwiona.Nie znałem imienia tego potwora,który zaatakował Riven,ale to może właśnie on,więc przytaknąłem.
-Zabiłam go.-powiedziała krótko.Czułem,że napięcie rosło,wraz ze zniżającym się słońcem,kładącym już się spać.
-Jak myślisz,gdzie znajdziemy sch....-nie dokończyłem,bo z wyrzuconym piachem spod łap zatrzymaliśmy się tuż przed rozdrożem.Widziałem,że wadera się waha.
-Tam.-powiedziała po chwili stanowczo,ale w jej miękkim głosie słychać było nutkę powątpiewania.
-Coś mówiłeś?-rozpoczęła po kilku minutach nagiej ciszy.
-Chodziło mi o schronienie,wiesz,musimy gdzieś odpocząć.-odetchnąłem w duchu,że napięcie między zmalało.Poczułem zapach...mokrych kamieni?To znaczy,że gdzieś tu jest jaskinia ze źródłem!
-Chodź za mną!Wiem,gdzie jest jaskinia!-wykrzyknąłem i pocwałowałem przed waderę.Słyszałem jej tupot i czułem coraz bliższy zapach.Wreszcie zza krzaków wyłoniła się jaskinia.Szybko do niej wskoczyłem,a za mną Riven.
-Ale...mogą nas złapać!-powiedziała zmęczonym głosem.
-Jest tu dużo małych kamieni,którymi możemy zatamować wejście w razie czego.-powiedziałem radośnie.
<Riv?>

Od Riven do Yume'go -Spotkanie z posłańcami "Demona"



Spokojnie stawiałam krok po kroku zastanawiając się co to za szelest. Nagle dostrzegłam cień, cień przypominający wilka. Nagle za krzaków wyskoczył wilk i rzucił się na mnie.
-Riven! -Krzykną basior i staną do walki.
Zaczęło wyskakiwać ich coraz więcej i więcej. Wyglądały ohydnie:
I były większe od nas. Przybili nas do ściany i zbliżali się coraz bardziej. Teraz było tylko jedno wyjście:
-Yume, musimy polecieć!
-Jak? Nie mamy skrzydeł?!
-Mamy, to znaczy ja mam.
-A ja?!
Z moich pór zrobiłam skrzydła:
Objęłam Yume'go i próbowałam się wzbić w górę za dobrze mi to nie szło, ale chciałam uratować też jego.
-Riven leć sama ja sobie poradzie...
-Nie, nie zostawię cię tak! Polecę! -W moich oczach pojawiły się łzy.
Pomyślałam sobie -"Bogowie proszę pomóżcie!". Czułam jak nabierałam sił i wznosiłam się coraz wyżej. 
-Yume! Udało się, ale teraz muszę zejść na ziemię! Ciężki jesteś... -Zaśmiałam się. 
<Yume?>



niedziela, 6 kwietnia 2014

Od Yume'go do Riven -Początek wyprawy

Potrząsnąłem głową,jakbym chciał strząsnąć z siebie resztki snu i wstałem.
-Jest wcześnie.-powiedziałem rzeczowo,a wadera się zaśmiała.
-Mamy długą drogę.
Przytaknąłem ruszyłem za nią.Ciągle myślałem o wczorajszym pocałunku.Czyżby był snem?To niemożliwe wręcz,żeby ona...
-Yume!-ponagliła mnie ze śmiechem.Podniosłem pysk.Stała na skraju lasu,przed nią była ściana ciemności.Tak jakby...wchodziła uratować tamto smutne i ponure miejsce.Biała,śmiejąca się,błyszcząca w słońcu.Dobiegłem do niej.
-Nie musisz być AŻ tak daleko ode mnie.-powiedziała z uśmiechem.Szliśmy w ciszy.Patrzyłem na drzewa,których zielone liście zasłaniały wschodzące dopiero słońce.Stąpaliśmy po dywanie z fioletowych,małych kwiatów.

Przypomniałem sobie,że siostra mi kiedyś o nich opowiadała,ale na prawdę nie pamiętam ich nazwy.Popatrzyłem się na Riven.Szła spokojnie,wyniośle,z podniesioną dumnie głową i lekkim uśmieszkiem.Jestem ciekawy,o czym myślała.
-Wiesz może,jak nazywają się te kwiaty?-zagaiłem.Zatrzymała się zdziwiona.
-Kwiaty?
-Te pod nami.-stuknąłem łapą w ziemie.
-Muszę się zastanowić.-zmarszczyła brwi.
-Widzisz...ja też kiedyś wiedziałem.-szepnąłem wesoło.Po kilku minutach spojrzała na mnie.
-Może nam się przypomni,a teraz chodźmy.-ruszyła,a ja krok w krok z nią.Nasłuchiwałem,czy są tu jakieś stworzenia,ale nie było słychać żadnych dźwięków.Ani śpiewu ptaków,nawet szelestu.
-Duży ten las.I taki....cichy.Zbyt cichy.-szepnąłem po kilkunastu minutach.Wadera przytaknęła,ale się nie zatrzymaliśmy.Przypomniałem sobie jej głos,ostry głos,gdy krzyczała "To walcz do jasnej!".Mieliśmy wtedy zabić tego demona.Przez moją skórę przeszedł dreszcz.Jak bardzo byłą wtedy na mnie zła?A może po prostu była zdenerwowana walką?Spróbowałem sobie wyobrazić jej minę,ale w głowie mam tylko jej uśmiech,kolor jej oczu,dotyk jej nosa,zapach jej sierści...
-Riven...-zacząłem i chciałem już się skulić,ale postanowiłem,że przezwyciężę strach.-Nigdy nie spotkałem wspanialszego wilka niż ty.Jestem ci bardzo wdzięczny,że pozwoliłaś mi iść ze sobą.Dziękuję.-powiedziałem głośniej.W moim sercu zaczęło się robić coraz cieplej,a to wspaniałe ciepło rozeszło się po całym ciele,aż po końcówki pazurów,uszu i ogona.
-Ja...dziękuję.-powiedziała lekko zdziwiona.Po kilkunastu minutach przed sobą zobaczyliśmy przedzierającą się przez koniuszki konarów polanę.Riven pierwsza postawiła łapę na krótkiej trawie.
-Coś tu nie gra.-szepnąłem równając się z nią.-Trawa sama się nie strzyże.
-Masz racje.-Powiedziała marszcząc brwi.-Bądźmy bardzo ostrożni.
Przytaknąłem i patrzyłem,jak rusza,z napiętymi mięśniami,lekko ugiętymi łapami,w każdej chwili gotowa do ataku,czy ucieczki.Poczułem zdenerwowanie.Kto,lub co niby mogłoby obcinać trawę?Westchnąłem i trochę zdenerwowany ruszyłem za waderą.Nagle usłyszeliśmy szelest.Riven zatrzymała się,ja zrobiłem to samo.Słyszałem jej oddech,spokojny.Zacisnęła zęby,w każdej chwili gotowa do szybkiej akcji.Znowu usłyszeliśmy podejrzany dźwięk.
-Riv?-szepnąłem przerażony,ale nie denerwowałem się o siebie.Bałem się o nią.
<Riv?>

Od Riven do Yume'go

Moje łzy kapały na moją białą, lśniącą sierść, ale nie wiem czy to ze szczęścia, że mam przy sobie kogoś takiego jak Yume czy ze smutku, że mogę go urazić. Czułam jak mnie szczerze przytula, a wtedy szepnęłam.
-Dziękuje... -Zapadła chwila ciszy.
Księżyc był w pełni, aż chciały się zawyć. Puściłam z uścisku Yume'go i zamrugałam oczkami.
-Pozwolisz? -Zapytałam, Yume kiwną głową.
Wzięłam oddech i ile sił zawyłam. Moje wycie niosło się z wiatrem. Po chwili przyłączył się do mnie Yume i zawył niepewnie, tak jak by się bał jak ja zareaguje. Nasze wycia złączyły się w jedno głośne. Moje wycie zaczęło ucichać, jak i jego. Pomrugałam, zbliżając mój pysk blisko jego, chciałam żeby Yume skupił się na moich oczach. Kiedy był wlepiony we mnie pomyślałam "Warto spróbować" i pocałowałam go... Czułam się szczęśliwa jak nigdy. Odsunęłam się.
-Ja... Przepraszam... -Zrobiłam się czerwona i skuliłam się. -To może ja już pójdę...
Pobiegłam ile sił do mojej jaskini.
-Czekaj! -wołał Yume, ale i tak go nie słyszałam.

*Rano*

Wstałam i pobiegłam do jaskini Yume'go.
-Wstawaj śpiochu! -Zaczęłam szturchać basiora.

<Yume?>

piątek, 4 kwietnia 2014

Od Yume'go do Riven

Coś się we mnie zagotowało.
-Musimy je odnaleźć Riven!-wykrzyknąłem zdenerwowany.Przecież ona...ona musi mieć serce!To niemożliwe.
-Yume...jeżeli chcesz mi pomóc...-powiedziała po chwili powoli.
-Jasne,że chcę!Co to za pytanie!-wykrzyknąłem i wstałem szybko.-Możemy teraz,za chwilę,już,albo później.-Łapy zaczęły mi dygotać ze zdenerwowania.
-Yume,spokojnie.-położyła mi łapę na plecach i spokojnie wstała.Jej niebieskie oczy błyszczały niczym niebo pełne gwiazd.Popatrzyła się w niebo.Słońce już kładło się spać i nadchodziła ciemna noc.
-Nie dzisiaj.Jest za późno.-powiedziała spokojnie i westchnęła.Przymrużyła oczy.Chwilę staliśmy w ciszy,a ja się wahałem,czy do niej podejść,czy może zostać na miejscu.Nagle zobaczyłem,że po policzku wadery spływa łza.
-Riven!-jęknąłem i podbiegłem do niej.
-Wszystko dobrze.-powiedziała z lekkim uśmiechem na pysku.Objąłem ją łapami i przytuliłem.
-Obiecuję,że znajdziemy twoje serce.-szepnąłem i poczułem,jak łzy napływają mi do oczu.-Obiecuję.
<Riv?>

Od Riven do Yume'go

-Plaża? Świetny pomysł! -Odpowiedziałam wesoło.
Ruszyliśmy w stronę zachodzącego słońca. Moje łapy odciskały się w pasku, a woda kapała z mojej sierści. Szliśmy w ciszy, nikt nie próbował jej przerwać. Gdy zaczęło się robić ciemno przysiadłam na pisku. Yume usiadł obok mnie, a ja powoli się do niego przysunęłam.
-Wiesz co... Lubię cię... -Przerwałam cieszę i odwróciłam głowę w jego stronę, aż nasze nosy się sykały. Moje policzki stały się lekko czerwone. Odsunęłam nos.
-Wiesz Riven jeszcze raz chciałem ci podziękować za wszystko, to co dla mnie zrobiłaś było wspaniałe...
-Nie dziękuj...
-Ale twoje moce są wspaniałe. Ty potrafisz chyba wszystko...
-Nie, nie wszystko... -Opuściłam łeb -Nie umiem kochać...
-Jak to?
-Moja historia jest długa i smutna. Bez miłości, szczęścia i dobra jest tylko strach i mrok... Mogę ci opowiedzieć?
-Jasne
-Przyszłam na świat z nicości. Bogowie stworzyli mnie i Catinę z popiołu. Znalazła nas wilczyca która nami się opiekowała, ale zginęła w naszej obronie w wale z kojotami. Ja z Cat uciekłyśmy do pewnej watahy, tam opiekowała się nami para Beta, ale byli okropni Catinę wysyłali na polowania (choć miałyśmy od 1 roku do 1.5 roku), a mnie bili i uczyli, że na świecie nie ma miłości. Któregoś dnia gdy byłyśmy już prawie dorosłe postanowiłyśmy uciec, ale nie mogłyśmy te dwa wilki okazały się być Itachi'm. Ja i Catina musiałyśmy go pokonać. Mojej siostrze odebrał 100 mocy, a mi serce, ale i bez tego go pokonałyśmy i taka moja historia...
-Smutna...
-Moje serce możemy odzyskać, skoro Itachi nie żyje to mamy większe szanse na jego odnalezienie, ale musimy uważać możemy spotkać jego ducha, a wtedy będzie gorzej.
-Czemu nigdy go nie szukałaś?
-Hmm... Bo nigdy nie znalazłam kogoś takiego jak ty... -Uśmiechnęłam się szczerze do basiora, a on odwdzięczył się uśmiechem.
<Yume?>

czwartek, 3 kwietnia 2014

Od Yume'go do Riven

Faktycznie,zaniemówiłem.Nagle przede mną znów pojawił się magiczny świat pełen kolorów.A ze mną nos w nos stykała się najśliczniejsza wadera świata.Cała biała niczym śnieg,z niebieskimi oczami głębokimi jak morze.
-Riven....ja...-zająknąłem się.Nie mogłem uwierzyć w moje szczęście.
-Dziękuję.-szepnąłem rumieniąc się.Widzę!Ja widzę!Krzyczałem w środku siebie z radości.
-Proszę.-powiedziała i odsunęła mokry nos.Trochę mnie to zasmuciło,ale podążyłem za alfą.
-Nie wiedziałem,że masz takie moce.-zagaiłem po chwili patrząc się w jej piękne oczy.
-Czasami sama jestem zaskoczona siłą moich zaklęć.-powiedziała i uśmiech wpełzł jej na pysk.Chwilę szliśmy w ciszy,a ja upajałem się pięknem świata,który dzięki niej widzę.Wreszcie odważyłem się znów na nią zerknąć.Pod oczami widniały dwa czarne paski,a z pleców wyrastały ciemne pióra."Jest wspaniała!"zachwyciłem się.
-Zastanawiałaś się kiedyś nad spacerem po plaży?-spytałem,ale po chwili zacząłem żałować,że wyskoczyłem,ot tak.Popatrzyła się na mnie pytająco.
-Znaczy...nic...ja...pomyłka..?-skuliłem uszy i schowałem ogon pod siebie.
-Plaża?-spytała wesoło.Przytaknąłem niepewnie.
-Wiesz...o zachodzie słońca musi wyglądać przepięknie.Co o tym myślisz?-wyprostowałem się,ale nadal byłem niepewny.
<Riv?>

Od Riven do Yume'go

Jego pytanie mnie trochę zaskoczyło. "Czy je mu się podobam?!" -Pomyślałam niepewna.
-Tak bardzo.
-To zaczekaj.

***

Wrócił Ame.
-Te kwiaty...One są dla ciebie...Ładne?
-Dla mnie, są śliczne, a ty... -Przysunęłam się bliżej- Nic nie widzisz?
-Tak, ale proszę nie karz mi opowiadać mojej historii.
-Jestem twoją dłużniczką, ty pomogłeś mi pokonać Itachi'ego. Teraz ty zobaczysz...
Ustawiłam się wprost na przeciwko niego przysunęłam mój pysk blisko jego, by lekko się stykały.
-Zamknij oczy -Rozkazałam
-A teraz otwórz i co?
-... -Zaniemówił

<Ame? Zdjęcie jest to nie bedzie widać, że jet tak mało :P>

Yume (Ame) Odnowił wilka!

Partner:"Sam nie wiem.Szukam kogoś,ale wątpie,by ktoś mnie odszukał.Jestem zachwycony Riven,ale jest to skryte uczucie."
Opis wilka: Yume jest zabawnym,pomysłowym basiorem.Jego wataha została zabita podczas walki,w której stracił wzrok.On jedyny przeżył."Szukam spokoju w życiu w tej watasze.Mam nadzieję,że go znajdę."

Od Ame'go do Riven

-Okay,Riv.-Przytaknąłem i wadera pobiegła pierwsza.Ruszyłem za nią i myśląc o tej rozmowie.Może powinienem wtedy nic nie mówić?A może właśnie powiedziałem za mało?Zagryzłem wargę i zmarszczyłem brwi.Co się z tobą dzieje Ame?Co się dzieje?Przecież tak niedawno polowałeś z Ise i...było miło?A walka?Nie była bardziej wyczerpująca i męcząca?Może,ale...czułem się....wtedy szczęśliwszy.Wtem wpadłem na plecy wilczycy.Uciszyła mnie,mówiąc,że widzi zdobycz.Bąknąłem "przepraszam" i ustawiłem się za nią.
-Zaraz startujemy.-szepnęła radośnie.Mruknąłem i wtedy ona wyskoczyła przy okazji budząc mnie z zamyślenia.
-Ame!-wykrzyknęła.
-Tak,tak!-odkrzyknąłem i pobiegłem w stronę zapachu ofiary.Po chwili rzuciliśmy się na sporego,dorosłego jelenia.Nagle on wyswobodził się z uścisku i uciekł,a ja dostałem kilka razy kopytem w pysk.
-Ame!Chodź!-zawołała alfa ze śmiechem,goniąc znów zwierzę.Otrzepałem się i pobiegłem w stronę jej śmiechu.
Po kilku minutach jeleń leżał już na ziemi,bezpowrotnie nieruchomy.Słyszałem,jak wadera zabiera się do jedzenia,po chwili i ja zacząłem jeść.Syci postanowiliśmy odpocząć.
-Riven.-powiedziałem powoli.-Ja...przepraszam za to rozkojarzenie rano.
-Dlaczego przepraszasz?-spytała radośnie.
-Nie wiem.-powiedziałem cicho chyląc głowę.Musiałem się nieźle zaczerwienić.Zacząłem dłubać pazurem w ziemi.Ta cisza trwała zbyt długo,ale żadne z nas jej nie przerwało.
-Czy...lubisz kwiaty?-spytałem po chwili niepewnie.
<Riv?>

Od Riven do Ame'go.

Ame poszedł padłam jak placek na ziemię i zasnęłam.

***Rano***

Wstałam.
-O rany...Jak się nie wyspałam... -Ziewnęłam ospale.
-Jak ja wyglądam... -Miałam potargany cały pióropusz.
Poszłam nad jeziorko się umyć i czegoś napić. Nad jeziorkiem spotkałam Ame'go.
-Hej, Ame.
-Hej
-Gdzie Ise? Myślałam, że będzie z tobą.
-Ise? Jaka Ise?
-Myślałam, że ci się podoba.
-A ta Ise! Tak, tak...!
-Coś mi tu nie gra? Hmm...? O co chodzi? -Mówiłam próbując złamać Ame'go.
-Nie nic... -Spierał się próbują nie patrzeć mi prosto w oczy.
-Ame? -Próbowałam mu czytać w myślach, ale jeśli nie spojrzy mi w oczy nic z tego.
-Przestań! -Warkną z wyraźnym nie zadowoleniem.
-Dobra, uspokój się! Chodź jestem głodna upolujemy coś.
<Ame?>

Od Ame'go do Riven

Usłyszałem wycie dochodzące z niedaleka.Znane mi wycie.
-Riven!-ryknąłem i pobiegłem przerażony w stronę dźwięku.Domyślałem się,że właśnie zabija demona,którego zrzuciliśmy z urwiska,więc tam pobiegłem.
-Riv?-spytałem cicho.Nagle odskoczyłem,gdyż moje łapy zanurzyły się w czymś lepkim i ciężkim.
-Riv?-powtórzyłem głośniej,ale wiedziałem,że tu jest,gdyż słyszałem jej płytki oddech.
-Nie żyje.-powiedziała łamiącym się głosem.Rozluźniłem wcześniej napięte mięśnie.
-To dobrze.-powiedziałem z uśmiechem.-Chodź,wracamy.
Zacząłem oddalać się od martwego ciała,ale nie słyszałem tupotu łap wadery.
-Riven?-odwróciłem się.Słyszałem,ją ruszyła za mną.Ustąpiłem jej miejsca,w końcu to alfa.
-Już,już.-powiedziała normalnym głosem,jej oddech był już spokojny.Ja także się uspokoiłem.To dziwne,ale weszło mi w nawyk podążanie za nią wszędzie.Jakbym...jakbym miał jej pilnować,choć ona sama jest ode mnie silniejsza.No i oczywiście widzi.Dotarliśmy do jaskiń w ciszy.
-Riven...-zawahałem się,gdy wadera odchodziła.
-Tak?-spytała już trochę weselej.
-Widzisz...może ci się wydawać to dość dziwne...ale fajnie było z tobą spędzać czas.-Powiedziałem spięty.
-Zabijając go?-zaśmiała się szczerze.Ma taki śliczny śmiech.
-Nawet tak.-powiedziałem wesoło i pobiegłem do swojej jaskini.
<Riv?>

Od Riven do Ame'go -Śmierć wroga

(Piszę ja ponieważ Caitna nie chciała)
Po tej walce udałam się nad morze śmierci, zmieniłam się w człowieka dla bezpieczeństwa.

Tam przysiadłam i wsłuchiwałam się w szum morza. Nagle przemówili do mnie bogowie.
-Rivadel, zamieniasz się w boga i w demona. Zauważyliśmy, że nie panujesz nad sobą jako demon.
-Tak...
-Dlatego zmień się w demona i sama zobacz...
-Ale je nie umiem tak sama z siebie.
-Umiesz, jesteś wybranką Ying i Yang. Potrafisz rzeczy których sobie nie wyobrazisz.
-Doba spróbuje... -I zaczęłam się zmieniać.

Czułam, że panowałam nad sobą. Teraz mogłam zabić Itachi'ego. Demon vs Demon, bo demon może zabić demona. Poszłam nad urwisko tam gdzie zepchnęliśmy go. Tam zobaczyłam Itachi'ego leżącego, chyba jeszcze nieprzytomnego. Poszturchałam go parę razy łapą.
-O, przyjacielu... -Powiedział ochryple- Pomóż mi...
Pomogłam mu wstać, a gdy się próbował wyprostować skorzystałam z okazji i rzuciłam się na niego. Przegryzłam mu rdzeń kręgowy i nie mógł chodzić, a gdy leżał na plecach i jęczał z bólu wgryzłam się mu w serce. Demony mają czarną krew i dookoła było pełno czarnej mazi. Można powiedzieć jedno:
-Sukces!
i można było stwierdzić, że nie żyje. Zawyłam i zaczęłam się przemieniać w siebie.
<Ame?>




środa, 2 kwietnia 2014

Od Ame do Riven, Catiny i Reszty

Złapałem niepewnie miecz w zęby,chodź zawsze byłem skory do walki.Po chwili ugiąłem się pod jego ciężarem,ale wstałem.
-Rusz się!-syknęła Riven stojąc tuż obok mnie.Napiąłem mięśnie i pobiegłem przed siebie,skąd dobiegła szyderczy śmiech.
-Masz pachołków Rivadel?Nie ładnie jest wykorzystywać innych...-powiedział karcąco.W tym momencie naprawdę we mnie zawrzało.Sam wziąłem miecz,sam ruszyłem.
-Nie jestem jej pachołkiem!-ryknąłem i przeciąłem ze złością powietrze.Wilk pisnął,ale po chwili usłyszałem świst powietrza i dostałem i pysk.Upadłem bezwładnie na ziemię z dość dużą raną na szyi.
-Głupi psie!-warknął w moim kierunku.Wtedy zza mnie usłyszałem bojowy krzyk i Riven pobiegła w stronę przeciwnika.Słyszałem dźwięk ocieranych o siebie mieczy,wyrzucaną ziemię spod łap i ruch nóg w biegu.Po chwili powoli wstałem.
-Też...muszę...pomóc...-jęknąłem z bólem.nagle zauważyłem,że nikt nie ruszył miecza,którym wcześniej walczyłem.Złapałem go w zęby i ruszyłem w stronę zgiełku.Co prawda wolniej,ale pobiegłem
-Ame!-zawołała wadera z mieszanymi uczuciami.Dołączyłem do walki i razem zaczęliśmy napierać na wilka,kierując go w przepaść.Przynajmniej tak czułem.Alfa szepnęła "gotowy?",a ja przytaknąłem i razem popchnęliśmy,a nasz przeciwnik spadł z krzykiem w dół.
-Trochę będzie spadał.-powiedziała Riven.
-Co?-spytałem lekko zdezorientowany.
-To strasznie duża odległość-powiedziała ponuro.-I tak nie zginie.
-Co?-powtórzyłem.
-nie jest zwykłym wilkiem.-powiedziała smutno.-Nieważne,wracajmy.
Pobiegliśmy cwałem do watahy.Riven odbiegła ode mnie,zapewne w stronę jaskini Alf.Słyszałem,jak rozmawia z kimś.
-Jak tam Catina?
-Dobrze,jest przytomna.-odpowiedział któryś z basiorów.Odetchnąłem i pobiegłem do lasu,by zażyć trochę spokoju po tym dziwnym spotkaniu.W zagajniku jeszcze słyszałem wesołe krzyki "Catina jest przytomna!Catina jest przytomna!"

<Catina? Riven?>

wtorek, 1 kwietnia 2014

Ametyst odnowiła wilka!

Partner:Pilnie szuka
Opis wilka:Jest skryta w sobie. Nikomu nie zdradza szczegółów o swoim życiu, przeszłości, rodzinie. Właściwie to niewiele o niej wiadomo. Dość milcząca z niej persona, ale kiedy trzeba, potrafi się wypowiedzieć. Bywa trochę nieśmiała, ale nie przesadnie - bywa, że na kogoś nagle naskoczy i wybucha natłokiem emocji i myśli, które tłumiła w sobie. Wówczas wypływa z niej istny potok słów. Oj tak, potrafi komuś wygarnąć, ale tylko, kiedy ktoś na prawdę zajdzie jej za skórę. Nie jest nerwowa, bo tego o niej powiedzieć nie można. Zawsze stara się najpierw załatwić wszystko pokojowo, bo dobroci. Nie podejmuje pochopnych wniosków, nie ocenia książki po okładce, ale żeby komuś na prawdę zaufać, potrzebuje czasu. Mimo tych wszystkich cech, które kolidują z następną, ma zdolności przywódcze, Potrafi dowodzić, bo bez tego nie byłaby alfą. Zawsze podnosi wszystkich na duchu, dając im nadzieję, nawet gdy jej samej jest jej brak. Kieruje się dobrem innych, często zapominając o swoim własnym. Na ogół stara się być miła, choć nie zawsze jej to wychodzi. Po prostu jest dość nieufna. I może tego po niej nie widać, ale jest typem marzycielki. Śni o lepszym jutrze, przyszłości, choć optymistka z niej nijaka. Bardziej podchodzi pod realistkę.

Ametyst ma towarzysza!

Imię: Fortius
Wiek:3 lata
Płeć: samiec
Właściciel:Ametyst

Od Ametyst -Przbranie

Wszyscy gdzieś biegali, krzyczeli. Catina jest w ciąży. Po chwili podszedł do mnie Mack.
- Mogłabyś pójść na straż? Wszyscy są dzisiaj tacy zajęci, a ja... - wypowiedz przerwał mu krzyk kogoś. Podniósł z niepokojem głowę. - Posłuchaj ty nic tutaj nie zdziałasz, inni są mi potrzebni, idź na straż. - wyrzucił z siebie.
- Jasne – powiedziałam. – skoro tak chcesz.
Mack odbiegł szybko do Catiny. Westchnęłam i ruszyłam w las ku granicom watahy. Natknęłam się na jezioro, nad którym była duża jaskinia. Od źródła odchodził wąski korytarzyk, który prowadził do pokoiku – małej, przytulnej groty.
- Można by tu zamieszkać – mruknęłam do siebie.
- Dobry pomysł. - odpowiedziała moja druga dusza.
- Zawsze takie mam – uśmiechnęłam się. - Możemy po nich pójść i pokazać im ten dom – zaproponowała Vi w mojej głowie. Kiedy tak szłam ścieżką, rozmyślałam. Nagle usłyszałam długie, przeciągłe wycie.
- Chwileczkę – powiedziałam szybko do Vi i rozwinęłam skrzydła. Kiedy spotkałam Macka, zobaczyłam z nim Valixy.
- Coś się stało? - spytałam.
- Nie, nic. Ale potrzebujemy informacji o pewnej watasze...

***

Powoli, po cichu podkradałam się do jaskini Ales, wilczycy z wrogiej watahy. Słyszałam, jak szepcze jakieś magiczne formułki, przecież była szamanką. Najwolniej jak umiałam wkradłam się do jej chaty. Wilki z tej watahy – nawet alfy - miały zakaz wchodzenia do jej groty, co bardzo mi sprzyjało. Najciszej jak umiałam rozłożyłam skrzydła i wzleciałam nad Ales. Usłyszała mnie. Spojrzała na mnie z bezgranicznym spokojem po czym powoli podeszła do jakiejś półki z płynami. Wtedy spadłam na nią z cichym szelestem. Nie ugryzłam, tylko podniosłam ją aż na szczyt krateru, w którym mieszkała. Nie mogła stamtąd uciec. Widziałam, że w kącie stoją miseczki z gliny wypełnione gęstymi farbami. Ales była czarna z białym pasem na szyi. Spojrzałam na farby. Wśród nich na szczęście też była czarna. Zza rogu wyszła moja charakteryzatorka, Valixy. Rozcieńczyła czarną farbę i zaczęła nanosić ją na moje futro, które natychmiast posklejało się w czarne kłaki.
- Nie martw się, później to zmyjemy i rozczeszemy – pocieszała mnie.
- Ta, jasne. -powiedziałam ponurym tonem.
- No uspokój się wreszcie! - wkurzyła się Valixy.
Przez całą drogę do tej watahy narzekałam, że jak to się nie zmyje, to będę siedziała w rzece pięć dni bez jedzenia.
- Dobrze już, dobrze.
Valixy cofnęła się, przyglądając się swemu dziełu.
- Jest świetnie. Idź teraz do watahy i coś im ogłoś. Omijaj Alfy - ostrzegła mnie. Poszłam powoli. Gdy wyłoniłam się z pnącz osłaniających wejście do jaskini, gwar momentalnie ucichł. Oho! Pewnie Ales zrobiła coś ostatnio nie tak! - pomyślałam. Ze środka kręgu, który utworzyli, podniosła się Alfa, Merida.
- Spóźniłaś się, Ales -powiedziała władczym tonem i kołysząc lekko ogonem (wyglądało to dziwnie bo miała ogon w różne kolorowe wzory, pewnie Ales ją pomalowała) wróciła na środek koła.
Popatrzyłam na nią ze stoickim spokojem i zajęłam miejsce poza kręgiem światła rzucanego przez ognisko. Zmarszczyłam brwi. To była pełnowymiarowa wataha, a mimo to nie zobaczyłam jednej Gammy i Delty.
- Merido! Merido! Szpieg! - usłyszałam krzyk, ale nie zdradziłam spięcia. Zza lian wyszła Delta Irion i Gamma Memfis. Wiedli ze sobą... Valixy.
- Merido, osądź ją .
- Ty to zrób, Ales.
- Merida zachowywała się jakby była dla mnie niezwykle łaskawa.
- Musi przesiedzieć dwa miesiące w Lochach - udawałam, że jestem bezlitosna. - Lochy to najgorsza kara w Watasze. Jest tam ciemno, zimno, z sufitu kapie woda – jedyne źródło picia - a do jedzenia są tylko więzienne szczury.
- Ametyst, pomóż mi! Co teraz robimy? - Valizy rozpaczała, jedząc królika, którego jej przyniosłam.
- Nie martw się, zwiejemy. Opisz mi zioła, którymi odurza się wilki, to odurzymy Ales, a później po prostu o tym zapomni, zdobędę jeszcze trochę informacji i zwiejemy.
Nazajutrz zniosłam Ales do jej jaskini i podaliśmy jej zioła. Po godzinie byliśmy już na zewnątrz. Siedziałam w rzece i czekałam, aż ta paskudna farba się zmyje. Siedziałam już tu dwa dni a dzięki Zarze, Aksamitusowi i Moon miałam dostawy świeżego mięsa raz dziennie.
Z zarośli nagle wyłonił się Mack.
- Musimy porozmawiać o Tili. Czy ty w ogóle się nią zajmujesz?
- Jasne! Po prostu czasem chcę pobyć sama.
- Aha, więc dobrze.
Nagle z krzaków wyskoczył Aksamitus. Jeszcze dobrze go nie poznałam, ale wiedziałam, że to pogodny i miły wilk.
- Cześć. Co robicie? - zapytał, podchodząc do nas.
Kiedy mnie zobaczył trochę się skrzywił, ale ja się uśmiechnęłam.
- Daj spokój, Aks, przecież się na ciebie nie rzucę z kłami.
- A, no to świetnie. Ametyst, i słyszałem o tym twoim podchodzie, podobno świetnie udawałaś Ales.
- E tam, daj spokój. Mack, nie odchodź, porozmawiaj z nami. Mack mnie posłuchał i wreszcie włączył się do rozmowy, chociaż i tak mało mówił.
- Aks, pokazać ci moją nową jaskinię? - zapytałam.
- No jasne, a, i masz jeszcze czarną plamę na czole.
Szybko spłukałam farbę i pobiegłam z Aksem do jaskini.

Aksamitus dokończysz?