- Ametyst? Ale czy to nie jest... - zaczęła wilczyca, ale ja szybko jej przerwałam, bowiem nie miałam ochoty rozmawiać o tym, co miała na myśli.
- Tak, Ametyst to rodzaj męski, wiem. Moi rodzice zupełnie przypadkowo nadali mi to imię. - powiedziałam obojętnie i wzruszyłam ramionami. (Załóżmy, że anatomia mi na to pozwalała)
- A... - zamyśliła się na chwilę wilczyca. - Chodź ze mną. - powiedziała po chwili milczenia.
Wilczyca poprowadziła mnie na łąki. Po drodze rozmawiałyśmy, ale po chwili rozmowa utknęła w miejscu.
- Dlaczego coś jest z tobą nie tak? - zapytała z znienacka Dominica.
- Co?! - zachłysnęłam się powietrzem. - Dlaczego myślisz ''że coś jest ze mną nie tak''? - wpatrywałam się intensywnie w jej niebieskie oczy. - Czy jestem według ciebie nienormalna? Tylko dlatego, że jestem inna? Nie uległa, zawstydzona tym, jak się do ciebie odezwałam? - usiadłam na ziemi, zamknęłam oczy i wzniosłam pysk ku niebu. - Alfa? - pociągnęłam nosem, ziewnęłam i cofnęłam się o krok.
- Tak... Jestem Alfą i zaskoczyło mnie twoje postępowanie. - odpowiedziała zdawkowo i powoli Domi. - Dlaczego się nie zawstydziłaś? - zapytała znowu.
- Kiedy? - wymusiłam w sobie poprawę. Nie chciałam wyjść na taką... no cóż, na taką jaką byłam.
- Wtedy, jak się odezwałaś do mnie tak... jakbym była równa z tobą. Dlaczego taka jesteś?
- Eee? - zaskoczyło mnie to. - Moje imię w zupełności wystarczy ci, byś mogła określić mój temperament i charakter. Gdybyś jednak miała z tym jakiekolwiek problemy, wyjaśniam: jestem zła do szpiku kości, bezwzględna, okrutna, cyniczna, sarkastyczna. Świetnie? Świetnie. Zostaję.
- Gdzie? - zapytała zbita z tropu Dominica.
- No w twojej watasze. I tak nie mam dokąd iść, a miesiącami błąkać się nie chce mi się. - powiedziałam dość obojętnym tonem i wzruszyłam ramionami.
- Super! To chodź ze mną. Pewnie jesteś wykończona takim błąkaniem się. - uśmiechnęła się zachęcająco.
- Po co? - powiedziałam sucho i zmarszczyłam brwi. - Sama umiem o siebie zadbać. - Nie rozumiałam jej. Nie mogłam zrozumieć. Cała ekipa jest jakaś taka miła... dziwne to.
- Aha... No to... może opowiesz o sobie coś i... - Domi kulawo starała się podtrzymać rozmowę.
- Co mam ci opowiadać? - teraz z kolei ja roześmiałam się szyderczo. Nie z niej. Z mojej historii. Dominica popatrzyła na mnie dziwnie i powiedziała zimnym głosem.
- Idziemy.
Parsknęłam jeszcze raz i podążyłam za wilczycą, która potruchtała szybko do przodu.
Dotarliśmy do łąki na skraju lasu, w której przespałam się niedawno.
- Dominica, mogłabym ją dostać? - zapytałam z nadzieją.
- Jak chcesz. - powiedziała i zmierzyła jaskinię wzrokiem. - Ale ja na pewno bym nie wybrała go na swoje mieszkanie.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Alfa poprowadziła mnie do reszty watahy. Zarazem poznałam ich.
Samiec Alfa podszedł do mnie i przedstawił się. Po chwili zaproponował posadę Bety. Sądząc po minie Domi, niezbyt chyba spodobała jej się propozycja Picallo. Może w ogóle nie chciała mnie w watasze? Nie wiem. Jestem jaka jestem, nie zmienię się.
Po chwili, gdy już wszyscy mnie poznali, przysiadłam się do uczty, na jaką składał się jeleń z obfitym porożem. Podeszłam do martwego ciała i wyjęłam sobie kawałek mięsa z brzucha. Po zjedzonym na poboczu posiłku, przysiadłam się na powrót do innych. Śmiali się, żartowali i zajadali się jeleniem.
Po mojej prawej stronie siedziała para Alfa. Wstałam i skierowałam się w stronę północy. Coś mi się nie uśmiechało tutaj siedzieć. Nie przepadałam za towarzystwem samych wysokich rang. Czułam się wtedy dziwnie. Bez słowa odeszłam.
< Dominica? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz