Nastała zima. Mieniące się w słabych promieniach słońca delikatne płatki śniegu opadają dostojnie na łąki i lasy. Miękki biały puch otulił cały krajobraz. Leśne zwierzęta pochowały się do swoich kryjówek i wydaje się, że spowity mrozem świat zatrzymał się w miejscu. Jednak ja, nie zważając na zimno i mróz brnęłam w śniegu. Łapy miałam już odmrożone i zdawało mi się, że zaraz mi odpadną. Mimo to, szłam dalej pokonując coraz to wyższe zaspy. Kiedy doszłam na skraj lasu popatrzyłam na niego badawczo, wciągnęłam rześkie mroźne powietrze mrużąc z rozkoszy oczy. Dotruchtałam do pierwszych drzew wyłaniających się z morza innych i zaczęłam szukać choinek. Idąc tak skrajem lasu i przypatrując się drzewom myślałam co wilki z mojej nowej watahy chciałyby dostać na święta. Pewnie coś do zjedzenia, albo smoka, a może jakieś wisiorki? A może dałoby się kupić jakiś eliksir, a potem komuś podarować? Zatopiona w rozmyślaniach nie zauważyłam nawet, iż dawno minęłam las i znalazłam się na łące, która była tak zasypana śniegiem, że wyglądała jak wielka puszysta biała kołdra. Rozejrzałam się, a gdy zobaczyłam łąkę pod metrem śniegu, zawróciłam i znów udałam się do lasu. W sumie to jeszcze ich nie znam, nie znam nikogo, nie wiem co chcieliby dostać... Wypatrzyłam średniej wielkości świerk i zawyłam donośnie. Wyłam przez kilka sekund, a potem przestałam i rozejrzałam się dokładnie. Między drzewami mignął mi ciemny kształt. Uśmiechnęłam się promiennie. Zza drzew wyleciała moja smoczyca Arta.
- Artemis, czy mogłabyś wyrwać to drzewo? - spytałam smoka, który wylądował lekko na ziemi i teraz wpatrywał się we mnie badawczo.
Arta kiwnęła głową na znak potwierdzenia i znów wzniosła się w powietrze, chwyciła mocno swoimi ostrymi zębami czubek drzewka i zaczęła mocno ciągnąć go ku górze. Po chwili drzewko przechyliło się niebezpiecznie i posypały się z niego igły. Niespodziewanie wyskoczyło z ziemi, obrzucając mnie przy okazji kaskadą ciemnej i mokrej od śniegu ziemi.
- Mogłabyś uważać! Zresztą nieważne... Chodź. - zawołałam Artę.
Smoczyca podleciała do mnie, najwyraźniej zadowolona z tego, że wyrwała drzewo z korzeniami i jeszcze obrzuciła mnie ziemią. Schyliłam się, gdy przelatywała na de mną ze świerkiem w pysku, nie chciałam przecież oberwać jeszcze w głowę. Otrzepałam się z ziemi i energicznie pobiegłam do przodu. Zrównałam się z lecącym smokiem i biegłam odrobinę przed nim. Po chwili biegu ujrzałam daleko coś, co zapewne Artemis znalazła w celu przespania się tam. Smoczyca wyraźnie się ożywiła i zaczęła energiczniej machać czarnymi skrzydłami.
- Spokojnie! - roześmiałam się.
Smoczyca zaryczała i wylądowała przed jaskinią. Jej wnętrze było wielkie, ogromne. Ze ścian skapywała woda, na podłodze były wielkie opalizujące niebieskim światłem kałuże, a w głębi groty było coś w rodzaju ''legowiska'' z wysuszonego mchu i gałęzi uzbrojonych w setki zielonych igiełek. Artemis zaryczała przyjaźnie i zwaliła obok mnie drzewo, a sama weszła do tego ''czegoś'' i patrzyła na mnie wymownym wzrokiem.
- O nie! Nawet o tym nie myśl! - popatrzyłam z niesmakiem na łoże z kłującego materiału. - Ja na pewno nie będę tam spać! - obróciłam się i skupiłam mocno.
W mojej wyobraźni kreska po kresce powstawało łoże z delikatnych i świeżych liści. Cóż, najpierw zarys - wyszedł jako taki, potem szkic, który udał się już lepiej, a jednocześnie był najważniejszym elementem rysunku, bowiem bez przyzwoitego szkicu nie było obrazka, ponieważ nie ujawniał się on. No i na końcu, gdy już narysowałam pełno liści, przyszedł czas na pokolorowanie tego wszystkiego. Kolorowanie zawsze było moją najbardziej ulubioną częścią rysunku. Mogłam wtedy wyobrazić sobie przypuśćmy - zwyczajną gałązkę, którą za pomocą moich umiejętności potrafiłam pokolorować tak, by wyglądała jak sprostowany glon. I nareszcie legowisko z liści pojawiło się przede mną. Uśmiechnęłam się tryumfalnie i ułożyłam wygodnie na liściach. Artemis spojrzała na mnie z zazdrością i położyła swój czarny łeb na swoich kłujących gałęziach.
***
Nazajutrz, gdy ubrałam już choinkę z pomocą Arty, wyszłam by zaprosić na wieczorną ucztę wszystkich członków watahy, mówiąc, że w ten wyjątkowy dzień, chciałabym żebyśmy wszyscy byli razem.
Artemis chyba jeszcze nigdy nie widziała mnie w tak dobrym humorze, bo spoglądała na mnie ze zdumieniem ,gdy chodziłam po całej naszej nowej kwaterze i rozwieszałam wszędzie, na każdym występku i wszędzie, gdzie tylko się dało ozdoby, które wciąż malowałam w wyobraźni i które po chwili pojawiały się z cichym pyknięciem przede mną. Śpiewałam kolędy i wykonywałam coś, co można by było uznać za taniec, chodź właściwie kręciłam się w kółko, zamiatając ogonem po ziemi.
Wreszcie, gdy wieczorem wszyscy przyszli, opanowałam się i wręczyłam każdemu prezent, który namalowałam, a Artemis zaczarowała go Zaklęciem Wieczystym tak, by nigdy nie znikł. Musicie wiedzieć, że namalowane przeze mnie rzeczy pojawiały się tylko na godzinę, a potem znikały.
Alfom dałam naszyjnik ying i yang:
Grali naszyjnik symbolizujący światło i cień:
Sanei'owi naszyjnik z runami, bo to w końcu wilk czasu:
Rose talizman miłości:
Aya dostała ode mnie talizman chaosu:
Blood zawieszkę ze śnieżynką:
A Issabelli dałam talizman magii:
Lecz najlepszy był prezent, który Artemis wyczarowała dla mnie. Za pomocą jakiś starożytnych zaklęć i zaawansowanej magii, stworzyła dla mnie Talizman Księżyca. Podobno bardzo trudno go stworzyć, jest ich bardzo mało, dlatego była wdzięczna Arcie za ten wyjątkowy prezent. A tak wygląda mój naszyjnik:
PS; Siupel opo! Domka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz