-Wszystko jest dobrze.
Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie.
-Kocham cię jak nikt nikogo nie kochał.-szepnąłem i pocałowałem w nos,przez co ona zachichotała.
-Powinniśmy wracać.-szepnąłem patrząc się na niebo,które powoli zakrywała ciemna płachta.Wadera przytaknęła i ruszyliśmy.Nagle wpadłem na wspaniały pomysł.
-Poczekaj chwilkę.-powiedziałem i pocwałowałem w krzaków.Złapałem najpiękniejsze kwiaty i uplotłem z nich wianek.
-Flo.-westchnąłem i zaczęła trząść mi się noga.-Kocham cię najbardziej na świecie i chcę,abyś zrozumiała,że będę za tobą łaził do końca mego życia.
Ona się zaśmiała,ale ja wcale nie skończyłem.
-Możesz nie wiedzieć,ale w moich rodzinnych stronach każda para,która była pewna wzajemnej miłości do siebie organizowała tak zwany ślub.Czy mógłbym być tak zaszczycony i otrzymać od ciebie odpowiedź:Czy zechciałabyś zostać moją waderą na dobre i na złe,czy zechciałabyś,abyśmy urządzili ślub?
<Flo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz