Wszyscy gdzieś biegali, krzyczeli. Catina jest w ciąży. Po chwili podszedł do mnie Mack.
- Mogłabyś pójść na straż? Wszyscy są dzisiaj tacy zajęci, a ja... - wypowiedz przerwał mu krzyk kogoś. Podniósł z niepokojem głowę. - Posłuchaj ty nic tutaj nie zdziałasz, inni są mi potrzebni, idź na straż. - wyrzucił z siebie.
- Jasne – powiedziałam. – skoro tak chcesz.
Mack odbiegł szybko do Catiny. Westchnęłam i ruszyłam w las ku granicom watahy. Natknęłam się na jezioro, nad którym była duża jaskinia. Od źródła odchodził wąski korytarzyk, który prowadził do pokoiku – małej, przytulnej groty.
- Można by tu zamieszkać – mruknęłam do siebie.
- Dobry pomysł. - odpowiedziała moja druga dusza.
- Zawsze takie mam – uśmiechnęłam się. - Możemy po nich pójść i pokazać im ten dom – zaproponowała Vi w mojej głowie. Kiedy tak szłam ścieżką, rozmyślałam. Nagle usłyszałam długie, przeciągłe wycie.
- Chwileczkę – powiedziałam szybko do Vi i rozwinęłam skrzydła. Kiedy spotkałam Macka, zobaczyłam z nim Valixy.
- Coś się stało? - spytałam.
- Nie, nic. Ale potrzebujemy informacji o pewnej watasze...
***
Powoli, po cichu podkradałam się do jaskini Ales, wilczycy z wrogiej watahy. Słyszałam, jak szepcze jakieś magiczne formułki, przecież była szamanką. Najwolniej jak umiałam wkradłam się do jej chaty. Wilki z tej watahy – nawet alfy - miały zakaz wchodzenia do jej groty, co bardzo mi sprzyjało. Najciszej jak umiałam rozłożyłam skrzydła i wzleciałam nad Ales. Usłyszała mnie. Spojrzała na mnie z bezgranicznym spokojem po czym powoli podeszła do jakiejś półki z płynami. Wtedy spadłam na nią z cichym szelestem. Nie ugryzłam, tylko podniosłam ją aż na szczyt krateru, w którym mieszkała. Nie mogła stamtąd uciec. Widziałam, że w kącie stoją miseczki z gliny wypełnione gęstymi farbami. Ales była czarna z białym pasem na szyi. Spojrzałam na farby. Wśród nich na szczęście też była czarna. Zza rogu wyszła moja charakteryzatorka, Valixy. Rozcieńczyła czarną farbę i zaczęła nanosić ją na moje futro, które natychmiast posklejało się w czarne kłaki.
- Nie martw się, później to zmyjemy i rozczeszemy – pocieszała mnie.
- Ta, jasne. -powiedziałam ponurym tonem.
- No uspokój się wreszcie! - wkurzyła się Valixy.
Przez całą drogę do tej watahy narzekałam, że jak to się nie zmyje, to będę siedziała w rzece pięć dni bez jedzenia.
- Dobrze już, dobrze.
Valixy cofnęła się, przyglądając się swemu dziełu.
- Jest świetnie. Idź teraz do watahy i coś im ogłoś. Omijaj Alfy - ostrzegła mnie. Poszłam powoli. Gdy wyłoniłam się z pnącz osłaniających wejście do jaskini, gwar momentalnie ucichł. Oho! Pewnie Ales zrobiła coś ostatnio nie tak! - pomyślałam. Ze środka kręgu, który utworzyli, podniosła się Alfa, Merida.
- Spóźniłaś się, Ales -powiedziała władczym tonem i kołysząc lekko ogonem (wyglądało to dziwnie bo miała ogon w różne kolorowe wzory, pewnie Ales ją pomalowała) wróciła na środek koła.
Popatrzyłam na nią ze stoickim spokojem i zajęłam miejsce poza kręgiem światła rzucanego przez ognisko. Zmarszczyłam brwi. To była pełnowymiarowa wataha, a mimo to nie zobaczyłam jednej Gammy i Delty.
- Merido! Merido! Szpieg! - usłyszałam krzyk, ale nie zdradziłam spięcia. Zza lian wyszła Delta Irion i Gamma Memfis. Wiedli ze sobą... Valixy.
- Merido, osądź ją .
- Ty to zrób, Ales.
- Merida zachowywała się jakby była dla mnie niezwykle łaskawa.
- Musi przesiedzieć dwa miesiące w Lochach - udawałam, że jestem bezlitosna. - Lochy to najgorsza kara w Watasze. Jest tam ciemno, zimno, z sufitu kapie woda – jedyne źródło picia - a do jedzenia są tylko więzienne szczury.
- Ametyst, pomóż mi! Co teraz robimy? - Valizy rozpaczała, jedząc królika, którego jej przyniosłam.
- Nie martw się, zwiejemy. Opisz mi zioła, którymi odurza się wilki, to odurzymy Ales, a później po prostu o tym zapomni, zdobędę jeszcze trochę informacji i zwiejemy.
Nazajutrz zniosłam Ales do jej jaskini i podaliśmy jej zioła. Po godzinie byliśmy już na zewnątrz. Siedziałam w rzece i czekałam, aż ta paskudna farba się zmyje. Siedziałam już tu dwa dni a dzięki Zarze, Aksamitusowi i Moon miałam dostawy świeżego mięsa raz dziennie.
Z zarośli nagle wyłonił się Mack.
- Musimy porozmawiać o Tili. Czy ty w ogóle się nią zajmujesz?
- Jasne! Po prostu czasem chcę pobyć sama.
- Aha, więc dobrze.
Nagle z krzaków wyskoczył Aksamitus. Jeszcze dobrze go nie poznałam, ale wiedziałam, że to pogodny i miły wilk.
- Cześć. Co robicie? - zapytał, podchodząc do nas.
Kiedy mnie zobaczył trochę się skrzywił, ale ja się uśmiechnęłam.
- Daj spokój, Aks, przecież się na ciebie nie rzucę z kłami.
- A, no to świetnie. Ametyst, i słyszałem o tym twoim podchodzie, podobno świetnie udawałaś Ales.
- E tam, daj spokój. Mack, nie odchodź, porozmawiaj z nami. Mack mnie posłuchał i wreszcie włączył się do rozmowy, chociaż i tak mało mówił.
- Aks, pokazać ci moją nową jaskinię? - zapytałam.
- No jasne, a, i masz jeszcze czarną plamę na czole.
Szybko spłukałam farbę i pobiegłam z Aksem do jaskini.
Aksamitus dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz